Connect with us

Rodzina

Popełniłem błąd, kiedy pozwoliłem żonie zarządzać naszym domowym budżetem. Nigdy bym nie pomyślał, że jest taka skąpa i oszczędna.

W naszej rodzinie to żona zarządza całym budżetem. U moich rodziców też tak było, więc bez żadnych wątpliwości oddawałem całą moją pensję Emilce.

Żona jest teraz na urlopie wychowawczym i opiekuje się naszą córką, która niedawno skończyła rok. Ja mam dobrą pracę i nieźle zarabiam, no a przynajmniej tyle, że nam wystarcza. Mieszkanie dostaliśmy w prezencie ślubnym od rodziców, więc musieliśmy tylko płacić rachunki, kupować jedzenie, ubrania i ewentualnie odłożyć na urlop. Nawet gdybym zarabiał trochę mniej, wystarczyłoby nam na wszystko.

Ale moja żona tak nie uważała. Zawsze twierdziła, że ​​przynoszę do domu za mało pieniędzy i dlatego musimy ciągle oszczędzać. Całymi tygodniami jedliśmy makaron z serem albo ryż z parówkami, już nie mogłem na to patrzeć. Nie wiedziałem, na co idzie reszta mojej pensji.

Pewnego dnia poszliśmy razem na zakupy do supermarketu. Jak zawsze brałem z półki to, co chciałem i nie zwracałem uwagi na cenę. Za co od razu dostało mi się od żony, Emilka zbeształa mnie jak małe dziecko. Powtórzyła, że musimy oszczędzać i pilnować, ile wydajemy, bo inaczej będziemy gryźć ściany przez resztę miesiąca. Zupełnie tego nie rozumiałem. Jedzenie dobrej jakości nie jest tanie, ale na zdrowiu nie można oszczędzać.

Później zauważyłem, że moja żona tak bardzo na wszystkim oszczędza, że nawet naszej córce kupuje ubrania tylko z drugiej ręki. Tym już przekroczyła wszelkie granice, nie po to pracuję od rana do wieczora, żeby moja rodzina stale musiała sobie czegoś odmawiać. Według moich obliczeń, na życie Emilce zostawało mnóstwo pieniędzy i mogłem sobie tylko wyobrażać, na co i kiedy żona wyda te oszczędności. Myślałem, że może zbiera na jakieś wyjątkowe wakacje, bo nie miałem innego wytłumaczenia.

Przez to wszystko zaczęliśmy się często kłócić. Emilka była zła nawet o to, że ​​kupiłem za drogie prezenty albo poszedłem do restauracji na lunch. A ja nie wiadomo po co usprawiedliwiałem się mówiąc, że sam zarobiłem, a nie ukradłem jej te pieniądze.

Niedawno odwiedzili nas moi rodzice i było mi wstyd, kiedy żona nakryła do stołu. Moja mama od razu zapytała, czy potrzebujemy pieniędzy i czy przypadkiem nie straciłem pracy. Po tym zdarzeniu uznałem, że już wystarczy, Emilka nie powinna dłużej zarządzać budżetem.

Sceptycznie podeszła do mojej decyzji. Powiedziała, że nie wiem, jak obchodzić się z pieniędzmi, ale żeby się przekonać, spróbujemy tak żyć przez miesiąc. To było jak wyzwanie, którego nie mogłem odpuścić. Już następnego dnia dostałem wypłatę, więc zapłaciłem wszystkie rachunki i usiadłem, żeby dokładnie przemyśleć budżet. Emilka nie chciała mi w tym pomagać, a wręcz przeciwnie, dokuczała mi różnymi żartami i chyba wcześniej ułożyła sobie listę, co trzeba dokupić. Zbliżała się zima i potrzebne były ciepłe ubrania dla córki.

Podzieliłem pieniądze na kategorie – jedzenie, ubrania, inne potrzeby dziecka, rozrywka i nieprzewidziane wydatki. Zostało jeszcze 300 złotych, które postanowiłem odłożyć na wakacje. Siedziałem i zastanawiałem się, dlaczego mojej żonie to się nie udawało? 

W tym miesiącu sam chodziłem na zakupy i kupowałem wszystko według mojej zasady – wysokiej jakości i nie najtańsze. W końcu zaczęliśmy dobrze się odżywiać, wychodzić do restauracji, mogłem nawet porozpieszczać moje dziewczyny prezentami. Zdecydowałem, że to ja, jako mąż i głowa tej rodziny, będę odpowiedzialny za nasz budżet, bo jak się okazało, jednak umiem dobrze go rozdysponować.

Trending