Connect with us

Historie

Pewnego dnia sąsiadka przedstawiła mi swojego nowego współlokatora, czym mnie zszokowała

Moja sąsiadka Aldona ma 47 lat i mieszkała dotąd sama, ponieważ jej rodzice zmarli, a ona nigdy nie wyszła za mąż. Często przychodziła do nas, piła z mamą herbatę, pytała mnie o studia, bo wtedy byłam już na uniwersytecie. Czasami przynosiła ciasto, które piekła w każdy weekend.

Aldona miała dwa koty, z którymi bawiłam się, kiedy miałam jeszcze 7 lat. Wiedziałam, że wzięła je z ulicy, bo zawsze miała wielkie serce.

Sąsiadka często zanosiła swoje ciasta bezdomnym, którzy zwykle siedzieli obok mostu niedaleko naszego osiedla. Zanosiła tym ludziom jedzenie i ciepłe ubrania, rozmawiała z nimi. Ja też chciałam z nią tam chodzić, ale nigdy mnie ze sobą nie zabrała, może mama mnie nie chciała puścić.

Ze wszystkich naszych sąsiadów najbardziej lubiłam właśnie Aldonę. Nie była zrzędliwą babą, której wiecznie coś się nie podoba. Często pomagała mi w odrabianiu lekcji, kiedy rodzice zostawali dłużej w pracy.

Ale teraz, kiedy mam już 20 lat, zdaję sobie sprawę, że Aldona jest bardzo samotna. Mój tata ma przyjaciela Igora, który też jest wolny, a oni, moi rodzice, nawet próbowali ich wyswatać, ale im się to nie udało.

Ostatnio zauważyłam, że Aldona przestała do nas przychodzić. Pomyślałam, że może jest chora, więc kupiłam wieczorem coś słodkiego, wzięłam ze sobą mamę i zeszłyśmy na dół do jej mieszkania.

Zapukałyśmy do drzwi, ale nikt nam nie otworzył. O tej porze Aldona była zwykle w domu, więc zaczęłyśmy się z mamą o nią martwić. Zadzwoniłyśmy na jej telefon, ale usłyszałyśmy dźwięk dzwonka za drzwiami. „Może nie zabrała ze sobą komórki,” – pomyślałyśmy i wróciłyśmy do naszego mieszkania.

Ale następnego popołudnia sąsiadka zapukała do naszych drzwi i powiedziała z szerokim uśmiechem, że chce nam kogoś przedstawić. Przed nami stanął mężczyzna po pięćdziesiątce o miłych oczach i ciepłym uśmiechu.

– To jest Waldek, mieszka ze mną od wczoraj. Będzie mi pomagał w domu, – powiedziała Aldona.

Weszli do środka, posiedzieli, napili się herbaty i poczęstowali się słodyczami, które kupiłyśmy dzień wcześniej.

Później postanowili wrócić do domu, a ja zdążyłam jeszcze szepnąć sąsiadce, że chyba znalazła swoje szczęście. Kobieta spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i powiedziała: „Dziecko, on jeszcze wczoraj mieszkał na ulicy, a teraz ma dach nad głową. Mam nadzieję, że jego życie będzie teraz lepsze ”.

Wyszli, a ja jeszcze przez kilka dni myślałam o tym, jak serdeczna jest ta kobieta. Uratowała tego mężczyznę, dała mu dom. I wiecie, gdyby wszyscy byli choć trochę podobni do Aldony, nasz świat byłby znacznie lepszy.

Trending