Connect with us

Rodzina

Moje małżeństwo z Oliwią to najlepsza rzecz, jaka przydarzyła mi się w życiu. Nie mamy żadnych problemów, poza jednym – teściową, która uważa, że ​​powinienem ją utrzymywać, bo jest matką mojej żony.

Oliwia to najlepsze, co mogło mi się przytrafić w życiu. Nasza rodzina jest jeszcze mała, bo dopiero niedawno się pobraliśmy. Ten krok był dobrze przemyślany, ale też dość szybki. Już sześć miesięcy odkąd ją poznałem, zdecydowałem, że Oliwka jest moim przeznaczeniem i musi zostać moją żoną.

Mieliśmy skromny ślub, zaprosiliśmy tylko najbliższych krewnych i przyjaciół. To bardzo rozzłościło moją teściową, bo uważała, że ​​takie święto powinno być wielkie i wspaniałe – nie codziennie ludzie się pobierają. Ale nas nie było na to stać, bo organizowaliśmy wszystko na własny koszt. Odpowiedziałem jej więc, że jeżeli chce urządzić dużą imprezę, to niech za nią zapłaci, a nam z Oliwią tak też się podoba.

Nasze życie rodzinne zbudowaliśmy na prostych zasadach: pieniądze, które zarabiam ja, wydajemy na nas i na nasze potrzeby, a to, co zarabia Oliwia, wydaje według własnego uznania. To znaczy, że ja płacę za wynajem mieszkania, kupuję jedzenie, płacę za nasze wyjścia i tak dalej, a moja żona robi ze swoimi pieniędzmi, co chce. Nie jest to dla mnie żaden problem, bo moja pensja spokojnie na wszystko wystarcza.

Pewnego dnia odwiedziła nas teściowa. „Przyszłam zobaczyć, jak żyjecie. Nie jesteście głodni? Nie marzniecie tutaj? Jak tam z pieniędzmi?” – zapytała. Odpowiedziałem, że wszystko jest w porządku i nie potrzebujemy żadnej pomocy, bo zrozumiałem, że chce nam dać trochę pieniędzy. Pomyślałem, że niech lepiej je wyda na siebie. Ale, jak się okazało, pytała nie dlatego, że chciała nam pomóc finansowo, tylko dlatego, że sprawdzała, czy to my możemy wziąć na siebie jej utrzymanie.

Następnego dnia zaprosiła Oliwię do siebie w gości. Moja żona wyszła stamtąd trochę zdziwiona. Powiedziała, że ​jej matka poprosiła, żebyśmy opłacili jej turnus w sanatorium. Uważa, że w jej wieku potrzebuje takiego wypoczynku.

Pomyślałem, że może to normalne, że z taką prośbą zwraca się do córki i zięcia, więc zgodziłem się dać na to pieniądze. Odkąd wróciła, słyszę tylko od Oliwii, że jej mama ciągle ma nowe żądania: „Potrzebuje nowego czajnika, mikrofalówki i telewizora”. Dobrze, że żona mnie rozumie i nie obraża się, że jestem tym trochę zszokowany.

Pewnego dnia moja teściowa zachorowała i poprosiła, żebyśmy zrobili jej zakupy. Listę przysłała córce na telefon. „Łosoś, filet z kaczki, szynka parmeńska, ser brie, oliwki…” Byłem, delikatnie mówiąc, zszokowany. Aż dziwne, że nie zamówiła wina, bo pasowałoby do takich produktów.

Później sam do niej pojechałem i zapytałem wprost, na jakiej podstawie uznała, że ​​proszenie dzieci o takie prezenty jest normalne. Wie przecież, że jej córka niewiele zarabia i to ja nas utrzymuję. Odpowiedź mojej teściowej zaskoczyła mnie: „Myślę, że wiele mi zawdzięczasz, w końcu urodziłam twoją żonę. W ten sposób możesz mi za to podziękować”.

Zupełnie nie wiedziałem, co jej na to odpowiedzieć… Co mogę w tej sytuacji zrobić, żeby nie skłócić córki i matki, no i samemu nie zrujnować relacji z teściową?

Trending