Connect with us

Historie

Mój mąż pierwszy raz pojechał w góry, ale równocześnie to była jego ostatnia wyprawa. Wszystkiemu winny był mały wąż

Mój mąż jest przyzwyczajony do miasta. Jego żywiołem są betonowe ściany i asfaltowe drogi. A ja jestem pod tym względem jego całkowitym przeciwieństwem. Dorastałam w wiosce na Podkarpaciu, niedaleko był las, w którym często zbierałam grzyby i jagody. Oczywiście, gdy latem odwiedziliśmy moich rodziców, mój mąż był zafascynowany tamtejszą przyrodą i krajobrazami. Nie lubił jednak chodzić po lesie. Powiedział, że tam jest za dużo owadów i jadowitych węży. Tylko się z tego śmiałam i tłumaczyłam mu, że przecież nie mieszkamy na pustyni, tu nie ma żadnych niebezpiecznych gadów.

W tym roku znowu pojechaliśmy z mężem do moich rodziców. Postanowiłam pokazać mężowi moje ukochane Bieszczady. Jednak tę wycieczkę mój mąż zapamięta chyba na zawsze. Razem z naszymi przyjaciółmi postanowiliśmy spędzić dwa dni w górach. Mieliśmy wszystko, czego potrzeba – plecaki, namioty i prowiant. Chcieliśmy spędzić noc na szczycie góry, a następnego dnia zejść na dół.

Kiedy rozpoczęła się nasza wędrówka, wszyscy byli zachwyceni. Tylko mój mąż wyglądał na zmartwionego i wpatrywał się w każdy krzak o nietypowym kształcie, zastanawiając się, czy przypadkiem to nie jest dzik. Było fantastycznie. Moczyliśmy nogi w górskich strumieniach i robiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia. Wydawało się, że mój mąż też zaczął się dobrze bawić, już nie panikował, a nawet wyglądał na rozluźnionego.

Kilka godzin później dotarliśmy na szczyt. To dosyć znane miejsce turystyczne, więc oprócz nas było tam jeszcze kilka innych grup. Znaleźliśmy odpowiednie miejsce i rozbiliśmy biwak. Zjedliśmy kolację przy dźwiękach gitary i zasnęliśmy.

W środku nocy obudziły mnie krzyki męża. Wybiegł z namiotu, prawie rozrywając go na strzępy. Wszyscy się przestraszyliśmy. Nikt nie rozumiał, co się dzieje. Okazało się, że nasz namiot był nie do końca zamknięty, więc czując ciepło, do środka wpełzł zaskroniec. Oczywiście, nie był jadowity, ale mój mąż o tym nie wiedział. Wszyscy długo się z niego śmiali, a on tylko oburzony mruknął, że to była jego ostatnia wyprawa w góry. Do rana nie zmrużył już oka, tylko uważnie obserwował, czy jakieś górskie zwierzę nie będzie chciało ponownie wejść do środka.

Od tego czasu nie chodzimy już na górskie wędrówki, a tylko z uśmiechem wspominamy przygodę z wężem. Na szczęście nasze dzieci wyrosły na odważniejsze niż ich ojciec.

Trending