Connect with us

Historie

Znalazłem towarzysza na wspólny wyjazd do rodzinnej wioski i byłem pod wrażeniem jego smutnej historii

Postanowiłem pojechać do domu rodziców w mojej rodzinnej wsi, dawno mnie tam nie było, a zbliżała się zima. Trzeba było przygotować dom przed nadejściem mrozów, pójść na cmentarz, następnym razem pojadę tam dopiero na wiosnę. Żona nie mogła ze mną jechać, była przeziębiona. Postanowiłem więc dać ogłoszenie w internecie, żeby znaleźć kogoś, kto też wybiera się w tamtym kierunku i dotrzyma mi towarzystwa. Droga jest dość długa, będzie mi smutno, zwłaszcza, że jadę nie do żywych, tylko do umarłych. Na ogłoszenie odpowiedział mężczyzna w średnim wieku. Umówiliśmy się na konkretną godzinę i następnego dnia wyruszyliśmy w drogę.

Najpierw jechaliśmy w całkowitej ciszy, potem włączyliśmy muzykę i zaczęliśmy rozmawiać. A potem od słowa do słowa, rozgadaliśmy się i w pewnym momencie zaczął opowiadać mi swoją historię, a ja uważnie słuchałem. Bardzo lubię poznawać różne ludzkie losy, wydaje mi się, że można się z nich wiele nauczyć. Tym razem też to była dobra życiowa lekcja.

Mężczyzna urodził się w biednej rodzinie, jego matka wcześnie zmarła, więc nim i jego bratem zaopiekowała się babcia. Ojciec ciężko pracował i nadużywał alkoholu, więc nie zwracał uwagi na swoich synów. Kiedy Marek poznał swoją przyszłą żonę i przyprowadził ją do domu, ojciec nawet z nią nie porozmawiał. Dowiedział się tylko od babci, że dziewczyna ma już dziecko, co zresztą wcale nie przeszkadzało jego synowi. Ojciec powiedział, że w jego domu dla tej dziewczyny miejsca nie będzie.

Jednak i tak postanowili się pobrać. Marek dostał służbowe mieszkanie i wzięli ślub. Wysłali ojcu zaproszenie, ale on ani nie przyjechał, ani w żaden inny sposób nie zareagował. Niezręcznie było siedzieć przy stole tylko z dwojgiem krewnych, podczas gdy ze strony panny młodej było ich ponad dwudziestu. Jednak wtedy Marek był szczęśliwy i zakochany, więc aż tak bardzo mu to nie przeszkadzało. A z ojcem byli przez całe życie właściwie obcymi sobie ludźmi, więc jego opinią się nie przejmował.

Młodzi często odwiedzali babcię, zwłaszcza gdy urodziła im się córeczka. Potem dołączył jednak do nich ojciec. O dziwo, bawił się z wnuczką i prosił, żeby ją częściej przyprowadzać. Anna była temu przeciwna, nie chciała zabierać ani córki, ani starszego syna do dziadka, ale robiła tak, jak chciał mąż. Dziadek w ogóle nie zwracał uwagi na małego Piotrusia, czasami tylko na niego się krzywił, ale Marysi nie odstępował ani na krok. Żonie mojego pasażera to się bardzo nie podobało, ale milczała, bo nie chciała jeszcze bardziej psuć swojej relacji z teściem.

Marek próbował czasem rozmawiać z ojcem, prosił go, żeby ze starszym dzieckiem też się pobawił, ale ten tylko machał ręką i mówił, że to nie jest jego rodzony wnuk, więc niech się bawi ze swoją matką. To była kropla, która przelała czarę goryczy. Ojciec i syn bardzo się pokłócili, a Anna z Markiem już więcej nie przywozili tam dzieci. Tylko Marek czasami zaglądał do babci, a kiedy poważnie zachorowała, zabrał ją do miasta, do szpitala.

Pół roku później babcia zmarła, a ojciec został sam w domu. Jego młodszy syn wyjechał na studia. Ojcu najwyraźniej było smutno i nudno samemu, bo zaczął codziennie dzwonić do dzieci, przepraszać i prosić, żeby przywieźli oboje wnucząt. Ale oni nadal czuli się urażeni, więc odmawiali. Żonie było przykro ze względu na syna, bo ciągle pytał, dlaczego dziadek go tak bardzo nie lubi. Markowi bardzo na niej zależało, więc musiał wybrać między żoną a ojcem. Wybrał żonę, ale wkrótce tego pożałował.

Ojciec zmarł trzy miesiące później. Nie odstał od dzieci przebaczenia i nie zobaczył się z wnukami. Minęło już pięć lat, a Marek nie mógł sobie tego wybaczyć. Dlatego postanowił pojechać do rodzinnej wioski, którą właśnie miałem po drodze.

Kiedy się pożegnaliśmy, natychmiast zadzwoniłem do żony i zaproponowałem, że pojadę z dziećmi na weekend do jej rodziców. Roześmiała się i zgodziła, a ja ruszyłem dalej.

Trending