Connect with us

Rodzina

Teściowa przyszła w odwiedziny, a w domu do zjedzenia były tylko wczorajsze kotlety. Szybko wszystko przygotowałam i zasiedliśmy do kolacji. Teściowa nic nie powiedziała, a mąż był niezadowolony.

Jesteśmy małżeństwem już od 7 lat. Jak większość kobiet to ja zajmuję się domem – piorę, myję, sprzątam, gotuję – to wszystko należy do moich obowiązków. Mamy też czteroletniego syna.

W zeszłym roku skończyłam urlop wychowawczy i wróciłam do pracy. Pracuję w międzynarodowej firmie jako tłumaczka i dość dobrze zarabiam. Mój mąż Mikołaj też tam pracuje, ale jako zwykły pracownik.

Kiedy wróciłam do pracy, przybyło mi obowiązków. Do prac domowych doszły sprawy zawodowe, a to wszystko jakoś trzeba było pogodzić z dzieckiem, które też wymagało uwagi. Nie miałam czasu się nudzić.

Niestety mój mąż niewiele mi pomagał, ale jakoś nie zwracałam na to uwagi. W domu moich rodziców też było przyjęte, że to kobieta wszystkim się zajmuje, więc nie znałam innego modelu związku.

Tego dnia Mikołaj miał wolne, a dziecko było w przedszkolu. Po pracy odebrałam syna i wróciłyśmy do domu z nadzieją, że mąż wpadł na to, żeby ugotować obiad i posprzątać mieszkanie.

Ale czekało mnie rozczarowanie – nie tylko nic nie zrobił, ale jeszcze odwiedziła nas moja teściowa. A ja miałam tylko jedno marzenie – położyć się spać, ale na to trzeba było jeszcze trochę poczekać.

Musiałam przede wszystkim pójść do kuchni – dobrze, że zostały kotlety z wczoraj, do tego szybko ugotowałam ziemniaki, zrobiłam surówkę i zasiedliśmy do obiadu. Teściowa nic nie powiedziała, ale Mikołaj nie był zadowolony. Nie podobało mu się, że podałam takie proste danie, kiedy odwiedziła nas jego mama.

Byłam oburzona – nikt mnie nie uprzedzał o tym, że będziemy mieli gościa, a to mąż był w domu przez cały dzień, nie ja. Tak zaczęła się nasza kłótnia. Mikołaj zaczął się już czepiać wszystkiego, co mógł – jak się okazało, wszystkie prace domowe wykonywałam nie tak, jak należy. Nie chciał nawet słuchać żadnych moich wyjaśnień ani wymówek. Wtedy zdałam sobie sprawę, jaki ogromny błąd popełniłam na samym początku, biorąc wszystkie prace domowe na siebie.

Nie miałam innego wyjścia, jak tylko zaproponować mu, żebyśmy zamienili się miejscami. On będzie robił wszystko w domu, a ja będę tylko chodziła do pracy, a w domu odpoczywała. Mikołaj chętnie się zgodził – uważał, że nie jest to aż takie trudne, jak zawsze mówię.

Przyszedł kolejny dzień. Od rana dom stanął do góry nogami – mąż szukał ubrań dla syna, żeby go wyszykować do przedszkola. Potem jak poparzony poleciał do pracy, bo jak zwykle nie wszystko zaplanował i był spóźniony. Po południu gdy razem odebraliśmy dziecko z przedszkola i wróciliśmy do domu, wtedy dopiero zaczęła się zabawa, bo jeszcze było dużo rzeczy do zrobienia.

Mikołaj poszedł gotować obiad, ale okazało się, że w domu prawie nie ma produktów, więc musiał iść do sklepu. Mój syn i ja po prostu graliśmy sobie w różne gry, czekając aż poda nam jedzenie. Poszłam do kuchni, a tam Armageddon – czekaliśmy tylko na makaron z sosem ze słoika, przynajmniej go nie przesolił. Wtedy mąż odetchnął, bo myślał, że to już wszystko, ale czekało go rozczarowanie. Trzeba było jeszcze posprzątać po jedzeniu, umyć podłogi i nastawić pranie.

Mikołaj wszystkie te prace skończył późno w nocy i po prostu walnął się spać. Myślałam, że wszystko zrozumiał, że teraz będzie szanował moją pracę i mi w miarę możliwości pomagał.

Ale następny dzień przyniósł niespodziankę – zamiast przeprosić za swoje absurdalne oskarżenia i zaakceptować porażkę, zarzucił mi, że celowo wymyśliłam mu tyle rzeczy do zrobienia. Byłam zszokowana, bo tak naprawdę nie musiałam niczego wymyślać – to mój zwykły porządek dnia i ja jakoś muszę sobie dawać  radę.

Teraz nawet nie wiem, co dalej robić i jak dalej z taką osobą żyć. Oczywiście nie chcę się rozwieść, bo mamy syna, ale nie mam zamiaru dalej wszystkiego sama ciągnąć.

Trending