Connect with us

Historie

Stary przyjaciel mojego męża poprosił, żebyśmy go na jakiś czas przygarnęli. Teraz nie wiem, jak się go pozbyć.

Mój mąż Marek i ja jesteśmy małżeństwem od 5 lat. Nie mamy jeszcze dzieci, ale podchodzimy do rodzicielstwa bardzo odpowiedzialnie. Zanim zostaniemy rodzicami, chcieliśmy najpierw zająć się karierą i już udało nam się osiągnąć spory sukces.

Niedawno kupiliśmy ładne i przestronne trzypokojowe mieszkanie, w nowoczesnym stylu. W jednym pokoju chcemy urządzić pokój dziecięcy, a w drugim naszą sypialnię. Teraz rozmawiamy ze specjalistami i przechodzimy badania, żeby zaplanować ciążę i urodzić zdrowe dziecko.

Kilka tygodni temu mój mąż poinformował mnie, że ​​odwiedzi nas jego stary przyjaciel. Wyglądało na to, że planuje przeprowadzić się do naszego miasta, tutaj pracować i wynająć mieszkanie. Poprosił nas, żebyśmy przyjęli go na kilka dni, zanim sobie coś znajdzie. W zasadzie nie miałam nic przeciwko temu. Nie mogłam przecież odmówić schronienia przyjacielowi Marka.

Tak właśnie wprowadził się do nas Robert. Przez pierwsze dwa dni wszystko było w porządku – gość zachowywał się grzecznie i nikomu nie przeszkadzał. Ulokowaliśmy go w tym pokoju, który będzie dla dziecka i zapewniliśmy wszystko, czego potrzebował. Chodził na rozmowy kwalifikacyjne i desperacko szukał pracy, ale nic z tego nie wychodziło.

Myślałam, że kiedy do nas przyjechał, to miał już pracę, bo przecież mógł jej szukać na odległość. No, ale wyszło tak, że Robert mieszkał na nasz koszt, w naszym mieszkaniu i równocześnie intensywnie szukał pracy. A może udawał? Bo nawet ja zaczęłam się rozglądać i znalazłam kilka bardzo dobrych ofert, które jednak kolega mojego męża z miejsca odrzucał.

Czy tak się zachowuje ktoś, kto pilnie potrzebuje pracy? Myślę, że nie.

Dlatego po tygodniu wspólnego mieszkania zaczęło mnie to już irytować. Dlaczego musimy utrzymywać faceta, który wypoczywa sobie w naszym mieszkaniu, a my pracujemy od rana do wieczora? Do tego Robert zaczął się zachowywać coraz bardziej bezczelnie. Mam już dość sprzątania po nim, ciągłego stania w kolejce do własnej toalety i zastanawiania się, jakim cudem z lodówki znika jedzenie.

Pewnego dnia, kiedy siedzieliśmy przy kolacji, zapytałam naszego gościa, jak długo planuje jeszcze z nami mieszkać. Ale nie usłyszałam konkretnej odpowiedzi, jedynie narzekania, że nikt go nie chce zatrudnić albo że proponują mu niską pensję. Wtedy odpowiedziałam: „To może, jeżeli z pracą nie wychodzi, to powinieneś wrócić do swojego miasta?”. No bo w końcu chyba jednak są jakieś granice?

Robert nie odpowiedział, a mąż tylko mnie szturchnął, żebym nie zawstydzała gościa.

Wytrzymałam jeszcze przez jakiś czas i w końcu postanowiłam poważnie porozmawiać z Markiem na ten temat. Nasze relacje bardzo się zmieniły wraz z pojawieniem się Roberta w naszym domu. Przestaliśmy nawet podejmować próby zajścia w ciążę, bo wracałam z pracy wykończona, a musiałam jeszcze gotować dla wszystkich i sprzątać. Już pominę fakt, że nasz gość był po prostu wszędzie, a w mieszkaniu nie było za grosz intymności.

Mąż wysłuchał mnie i obiecał, że porozmawia ze swoim przyjacielem. Miałam szczerą nadzieję, że to będzie koniec naszych problemów. Ale Robertowi udało się jakoś namówić Marka, żeby pozwolił mu zostać z nami trochę dłużej.

Jestem po prostu wściekła i nie wiem, kiedy to się wreszcie skończy. Może wy mi powiecie, jak wyprosić z domu takiego denerwującego gościa i nie pokłócić się przy okazji z mężem?

Trending