Connect with us

Historie

Pewnego dnia zajrzałem do sąsiada i to, co zobaczyłem, bardzo mnie zmartwiło: Bogdan, nie tak dawno zdrowy i przystojny mężczyzna, odnoszący sukcesy i znany w naszym mieście prawnik, zmienił się w chudego, zgarbionego i udręczonego życiem starca. Nie wyglądał na swoje 45 lat, raczej na 60.

Chcę podzielić się z wami jedną historią, chociaż niezbyt zabawną, ale za to bardzo ludzką.

W życiu mojego sąsiada wydarzyło się wielkie nieszczęście – stracił całą rodzinę, a sam wylądował na wózku inwalidzkim. Bogdan i Lidka byli wzorowym małżeństwem – zawsze w zgodzie, oboje mieli bardzo dobre zawody i dwoje dzieci w wieku szkolnym. Całą rodziną często podróżowali po kraju, a pewnego dnia wszystko nagle się skończyło.

Tego wieczoru droga była śliska i ich samochód wypadł z jezdni – zginęli wszyscy oprócz Bogdana, który doznał poważnych obrażeń nóg i długi czas spędził w szpitalu.

Pamiętam, jak wszyscy w bloku zbieraliśmy pieniądze na leczenie sąsiada, bo nie było nikogo, kto mógłby mu pomóc. Ale ludzie trochę pogadali, a później już nikogo nie interesowało, jak teraz żyje nasz Boguś.

Pewnego dnia postanowiłem go odwiedzić. Akurat było jakieś święto i chciałem sprawić mu przyjemność, bo mieliśmy zawsze dobre relacje. Ale to, co zobaczyłem, bardzo mnie zmartwiło.

Kiedyś zdrowy i przystojny mężczyzna, odnoszący sukcesy, znany w naszym mieście prawnik, zmienił się w chudego, przygarbionego i udręczonego starca, który wyglądał nie na swoje 45 lat, tylko co najmniej na 60…

Sąsiad powiedział mi, że nie może nawet pójść do sklepu spożywczego, bo przy naszym wejściu nie ma rampy, nie ma jak się wydostać z domu. Oszczędza jedzenie, a raz na dwa tygodnie pracownik socjalny przynosi mu podstawowe produkty. I szczerze mówiąc, niczego więcej mu nie potrzeba, będzie żył tak tyle, ile wytrzyma.

Kiedy zapytałem go, dlaczego nie zwrócił się o pomoc do sąsiadów, odpowiedział, że wstydzi się prosić… Wszyscy ludzie tak bardzo pomogli mu, zbierając pieniądze na jego długie leczenie, że sumienie nie pozwala mu prosić o więcej.

Po tej wizycie zebrałem wszystkich mężczyzn z naszego bloku, opowiedziałem im o całej sytuacji i zaproponowałem, żebyśmy zrobili rampę własnymi rękami. Oczywiście, materiały też byłyby na nasz koszt. O dziwo, nikt mi nie odmówił.

Po dwóch tygodniach przy naszym domu stała już rampa. Gdybyście zobaczyli tę radość na twarzy Bogdana, który mógł nareszcie wyjść na podwórko… Nawet łza zakręciła mu się w oku. Teraz siedzi na dworze w ciepłe letnie wieczory, gra z nami w szachy albo planszówki, albo po prostu patrzy w niebo i oddycha świeżym powietrzem.

Rozumiem, że ból po stracie najbliższych nie pozwoli mu normalnie cieszyć się życiem, ale jakoś przecież trzeba żyć. Jeżeli Bóg zostawił go przy życiu, to znaczy, że tak ma być.

Trending