Connect with us

Ciekawostki

Od „dobrego chłopaka” się nie odchodzi, tylko się ucieka

Późnym zimowym wieczorem Irena odebrała telefon.

– Witam. Dobry wieczór! Czy rozmawiam z panią Ireną Piotrowską?

– Dobry wieczór! Tak, słucham.

– Dzwonię na prośbę pani męża. Przejeżdżaliśmy obokniego. Utknął w śnieżycy w zaspie. Prosił, żeby panią poinformować.

– O Boże! Dziękuję za telefon!

Dzieci już spały. Pogoda za oknem była okropna. Irena zaczęła się coraz bardziej martwić: „No i co mam teraz robić?!” Znalazła numer lawety, ale nie udało jej się dodzwonić.

Próbowała zadzwonić do teściów, ale nie odbierali. Pewnie już spali.

Irena oddzwoniła na numer, z którego dostała wiadomość o wypadku męża:

„Przepraszam, dzwoniliście państwo do mnie w sprawie mężczyzny, który utknął w śnieżycy. Możecie mi państwo podać jego konkretną lokalizację? I może macie państwo jakiś numer do czynnej lawety”

– Oczywiście! My zresztą proponowaliśmy pani mężowi pomoc, ale odmówił. Podał tylko pani numer, powiedział, że sama pani wszystko załatwi.

– Wspaniale! – pomyślała Irena. – Jak mam to niby załatwić? Jestem sama w domu z dziećmi, drugiego samochodu nie mam. 

Musiała zadzwonić po swoich rodziców. Dzieci mocno spały, ale babcia szybko przyjechała, bo przecież nie można zostawić maluchów samych!

Kierowca lawety nie chciał pojechać. Tłumaczył się złą pogodą i tym, że nie wie dokładnie, dokąd ma jechać. Irena mniej więcej wiedziała, gdzie utknął mąż, więc powiedziała, że ​​wskaże mu drogę, bo inaczej jej mąż zamarznie.

Kierowca zgodził się, ale za podwójną cenę.

Laweta podjechała pod dom Ireny około północy. Zostawiła dzieci z babcią i pojechała szukać swojego męża.

Po drodze odbyła się taka rozmowa:

– Po jaką cholerę pani mąż tędy jechał? Obok jest lepsza trasa, która prowadzi w to samo miejsce, a tutaj to prawdziwa dzicz! Co, nie mógł pojechać jak normalni ludzie? Utkniemy tutaj teraz, o ile w ogóle nie wylecimy z drogi!

Irena czuła się nieswojo. Ona też myślała, że ​mąż pojedzie główną drogą. No, ale teraz najważniejsze było, żeby go znaleźć.

Jechali jakąś godzinę. Odnaleźli samochód. Kierowca był w środku i powiedział, że bateria w telefonie mu się rozładowała. Akumulator też. Stał w polu, było tam chyba sto razy zimniej, a zaspy miały metr wysokości. Podczas wyciągania samochodu, laweta też utknęła! Kiedy kierowca próbował wyjechać, padł jeden akumulator. Zaczepił samochód o drzewo i jakoś udało mu się wydostać, chociaż nie za pierwszym razem. Jak można się było spodziewać, drugi akumulator też się rozładował.

Minęły jakieś trzy godziny.

Cała trójka siedziała w kabinie lawety. Milczeli. Nadszedł świt. Nie było zasięgu. Mróz. Papierosy się skończyły.

O 4 rano udało im się wezwać pomoc.

Świt. Na horyzoncie pojawiła się druga laweta, a razem z nią rodzice męża Ireny, którzy przywieźli ciepłe rzeczy i gorącą herbatę.

8 rano. Nareszcie wszyscy byli w domu. Irena podziękowała mamie za pomoc. Ojciec jej męża podszedł, żeby z nią porozmawiać:

– Irenko, nie pozwól następnym razem, żeby Adrian znowu gdzieś jechał sam. Zawsze trzeba mu mówić, co ma robić. To dobry chłopak – pracowity, bez nałogów! Ale widzisz, mama zawsze pilnowała każdego jego kroku, żeby później nie trzeba było go wyciągać z takich właśnie tarapatów.

– Przykro mi! – odpowiedziała Irena. – Jestem jego żoną, a nie niańką! Mam kogo wychowywać.

Irena nie zdecydowała się od razu na rozwód, ale to była tylko kwestia czasu. Uważa, że bardzo dobrze jest, kiedy rodzice opiekują się dzieckiem, ale jednak powinni uczyć je samodzielności.

Trending