Connect with us

Dzieci

Druga strona nocowanek

W szkole zaczęła się moda na odwiedziny z noclegiem. Mam syna, ma 9 lat. Chłopcy nie chcieli być gorsi od dziewczyn i też postanowili urządzić sobie takie pidżama party. Kolega z klasy zaprosił naszego syna, a on nie jest problemowym dzieckiem. Je wszystko, wszystko pije, nie ma alergii i dobrze przystosowuje się do każdych warunków. Spokojne dziecko, więc nie ma obaw, można go puścić.

Zwyczajne dziecko.

Umówiliśmy się, że ojciec tego kolegi z klasy odbierze chłopców po szkole. Podwiozłem tylko kilka rzeczy, szczoteczkę do zębów, pastę do zębów, ręcznik, ubrania na zmianę, nawet z zapasem (żona pakowała). Chłopcy są już duzi, więc uważaliśmy, że nie powinno być żadnych problemów. Poprosiliśmy tylko o to, że jeżeli syn się będzie niepokoił albo stresował, żeby natychmiast do nas zadzwonili. Różnie się może zdarzyć, to jednak dla dziecka nowe miejsce. Zadzwoniliśmy wieczorem i zapytaliśmy, jak się sprawy mają, wszystko było w porządku. Następnego dnia po lekcjach odebraliśmy syna, wszystko poszło bardzo dobrze.

Na weekend wypadła nasza kolej. Kolega z klasy mojego syna został do nas przywieziony w sobotę po południu. Moja żona tego dnia szła na drugą zmianę, pracuje w szpitalu. Ale pomyślałem, że poradzę sobie z chłopakami. Porozmawialiśmy wcześniej z matką tego kolegi, powiedziała, że dziecko nie jest  problemowe, więc byłem spokojny.

Najpierw chłopcy grali w gry wideo, wszystko wydawało się w porządku. Ale potem zaczęli biegać i się bawić. Niech się bawią. Ale szaleństwo się przeciągnęło do ​​wieczora, więc żeby nie przeszkadzać sąsiadom, poprosiłem chłopaków, żeby posiedzieli w ciszy i pograli jeszcze w jakieś gry albo obejrzeli kreskówkę. Jednak kolega syna okazał się bardzo aktywnym chłopcem, nie przestawał biegać i skakać, wspinać się po meblach, nie wiem co chciał tam zobaczyć.

Przyszedł czas na kolację, a ja się czułem, jakby minął tydzień. Żona zostawiła nam trochę jedzenia, ale postanowiliśmy zjeść kanapki. Długo nie mogliśmy ustalić, co zje kolega syna.

– Chcę z serem!

– Już ci nałożyłem.

– Chcę więcej sera!

Przecież nie będę mu żałował:

– Jasne, proszę.

Dostał 3 kawałki sera. Nie wyliczam, niech je. Bo przecież mu nie zaszkodzi. I w tym momencie Marcel, bo tak ma na imię chłopiec, zaczyna wymiotować tą kanapką po całej kuchni. Nie mogę zrozumieć, co się stało, może jedzenie nieświeże, ale z moim synem wszystko jest w porządku. Co mam robić? Jak nagle zasłabnie albo straci przytomność, co wtedy zrobić? Dzwonię do żony, kazała podać chłopakowi węgiel, wszystko powinno być w porządku. Jestem mężczyzną, ale przestraszyłem się nie na żarty. Myślałem, że z chłopakami powinno być łatwo, a tu jeszcze żony nie ma w domu.

Dzwonię do jego matki, niech mi powie, co mam robić. Ona przez długi czas nie odbiera telefonu. Oddzwoniła godzinę później. Spokojnym głosem pyta, co się stało, wyjaśniam całą sytuację, pytam, czy jest potrzebna jakaś szczególna opieka. W odpowiedzi mówi tylko: „Niech się pan nie przejmuje, wszystko jest w porządku, po prostu ma lekką nietolerancję laktozy. Niech pan mu da wody, nic mu nie będzie, tylko proszę mu nie dawać więcej mleka. Przepraszam, nie mogę rozmawiać. Jeżeli będzie pan jeszcze czegoś potrzebował, proszę dzwonić!” i zakończyła rozmowę. Szkoda, że o tej alergii wcześniej nie uprzedziła.

Chłopak doszedł do siebie, zaczęli się znowu bawić. Nigdy nie musiałem czegoś takiego robić, a teraz trzeba było posprzątać całą kuchnię, nastawić pranie, wszystko zdezynfekować. Mama Marcela nie dała mu ubrania na zmianę, wybraliśmy coś z rzeczy moich i mojego syna. Zbliżał się wieczór, a ja nie miałem już ani grama energii.

Wybiła 22:00. Marcelowi wróciła cała jego aktywność. Znowu zaczął biegać i skakać, ale widzę, że mój syn jest już zmęczony, w przeciwieństwie do kolegi. Słyszę, jak ktoś puka do drzwi, to sąsiedzi przyszli zapytać, kiedy w końcu się uspokoimy, bo sufit się u nich trzęsie. Pomyślałem, że tylko kłótni z sąsiadami mi brakowało.

Umówiłem się z dzieciakami, że w końcu pójdą spać, było już po 23:00. Nareszcie cisza. Ale nie na długo. Wszystko wyczyściłem, trochę przysnąłem, nagle słyszę: “wujku, nie chce mi się spać, smutno mi”. Wstaję i idę posiedzieć z Marcelem. Obejrzeliśmy film, podczas którego ja zasypiałem, ale Marcel mnie budził, bo samemu było mu nudno.

To była noc jak na dworcu, a nie w domu. Chłopiec zasnął około 4 rano. My nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Czekałem na poranek, aż to wszystko się skończy. Ojciec Marcela powiedział, że przyjedzie po syna o 9 rano, nie mogłem się doczekać.

Po 3 godzinach snu sprężyłem się i wstałem, żeby przygotować śniadanie dla chłopców. Nigdy więcej kanapek. Zrobiłem jajecznicę. Zjedliśmy śniadanie bez dodatkowych atrakcji. Moja żona wróciła z pracy i pyta, skąd taki bałagan w naszym domu, a przecież i tak wczoraj posprzątałem.

Czekamy na ojca Marcela. Rozmawiamy z żoną w kuchni, chłopcy bawią się w pokoju. Nagle hałas, płacz. Marcel biegał, potknął się i upadł, krew popłynęła mu z nosa. Żona szybko się nim zajęła, ale rodzice nie odbierają telefonu. A ja tylko czekam, aż to się skończy.

Mam już dosyć i myślę, że w najbliższym czasie nie będziemy organizować nocowanek.

Trending