Connect with us

Historie

Chociaż moja córka założyła własną rodzinę, to jej utrzymanie spadło na mnie i na moją żonę.

Kiedy nasza córka Marianna wyszła za mąż za Pawła, byliśmy bardzo szczęśliwi. I, chyba jak wszyscy rodzice, staraliśmy się im pomóc, żeby stanęli na nogi. Ale za bardzo z tego nie korzystali – oboje pracowali i sami się utrzymywali. Mieliśmy dobre relacje z zięciem i uważaliśmy, że nasza córka wybrała sobie dobrego męża.

Pierwsze kłopoty pojawiły się, gdy Marianna poszła na urlop macierzyński, a później wychowawczy. Okazało się, że pensja Pawła nie wystarcza na utrzymanie rodziny. Córka ciągle pożyczała od nas pieniądze w takich kwotach, że domyślałem się, że jest bardzo źle. Oczywiście nie mogliśmy odmówić pomocy Mariannie i bez zastanowienia dawaliśmy jej pieniądze.

Ponieważ ta sytuacja była dla mnie trochę niejasna, postanowiłem porozmawiać z Pawłem. Skoro wiedziałem, że ich rodzina ma problemy finansowe, zamierzałem dowiedzieć się czegoś więcej i być może pomóc zięciowi znaleźć lepiej płatną pracę. A ponieważ Paweł pracował w myjni samochodowej z grafikiem ustalanym co tydzień, to pomyślałem, że każda inna oferta na pewno mu się spodoba. Ale z rozmowy a nim zrozumiałem, że taki stan rzeczy mu odpowiada i wcale nie chce osiągnąć nic więcej.

Wyjaśniłem mu, że nie będziemy całkowicie utrzymywać ich rodziny, możemy im pomagać tylko od czasu do czasu, ale Paweł jakby tego w ogóle nie słyszał.

Przez całą ciążę mojej córki pomagaliśmy im i robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby niczego im nie brakowało. Moja żona musiała nawet wyjechać na jakiś czas za granicę do pracy, kiedy okazało się, że nasz „cudowny” zięć postanowił wziąć kredyt. Nieraz proponowaliśmy Mariannie, że zamieszkali z nami, zamiast w wynajętym mieszkaniu, za które nie mieli z czego płacić, ale odmawiała.

A po urodzeniu dziecka było tylko gorzej – Paweł postanowił zrezygnować z pracy w myjni i teraz już całkowicie siedział nam na karku. Ciągle opowiadał, że szuka pracy, ale nie było żadnych rezultatów. Przeglądał spokojnie oferty, jakby miał dużo pieniędzy i masę czasu na beztroskie życie. W rezultacie to Marianna musiała poszukać sobie jakiegoś zajęcia i z małym dzieckiem roznosiła ulotki. Było nam żal naszej córki i wnuczki, więc ciągle proponowaliśmy im, żeby zamieszkały u nas.

Nie mogliśmy zrozumieć, dlaczego odmawia i nadal mieszka z Pawłem. A raz zięć nawet powiedział, że dobrze by było, gdybyśmy kupili im mieszkanie, bo mamy taką możliwość i pieniądze. Tak, mamy, ale to z naszej ciężkiej pracy. I nie jestem pewien, czy Paweł mówił to w dobrych intencjach – a jeżeli później wystąpi o rozwód? I co? Mamy wtedy oddać połowę mieszkania temu próżniakowi? I czy w ogóle powinniśmy pomagać im dalej?

Tak, żal mi Marianny i mojej wnuczki, ale może czas, żeby dzieci wzięły odpowiedzialność za swoją rodzinę?

Trending