Connect with us

Życie

Została matką, znajdując maleńkie dziecko

Elegancka, zadbana kobieta, Anna, w wieku 35 lat była samotna, a chciała mieć dużą kochającą się rodzinę, co najmniej troje dzieci. Niestety po strasznym wypadku samochodowym przeszła operację, po której kobieta nie mogła mieć dzieci, dlatego jakoś nie układało jej się z mężczyznami.

Otworzyła własny salon kosmetyczny, prowadziła dobrze zapowiadający się biznes, tworzyła coraz ciekawsze projekty, miała dobry samochód. Była prawdziwą bizneswoman, ale singielką. Myślała czasem o znalezieniu matki zastępczej albo o adopcji, ale znajomi mówili:

– No co ty, a jak wyrośnie alkoholik albo kaleka, to są obce geny, pomyśl, a jak kiedyś pojawi się ktoś z rodziny albo matka dziecka i będzie chciała je zabrać?

Kobieta była zdezorientowana, przestraszona i zaczęła mieć wątpliwości. Ale jej instynkty macierzyńskie nie zniknęły, w sercu wciąż pragnęła zostać mamą, żeby ktoś do niej tak mówił, wołał, przytulał się i szczerze kochał.

Po ważnym spotkaniu biznesowym kobieta poszła do swojej ulubionej kawiarni, gdzie zwykle zamawiała herbatę z rokitnika i kawałek ciasta; wtedy nigdzie się nie spieszyła, jakby czas się w tym momencie zatrzymał. Siedziała przez chwilę taka rozmarzona, ale szybko zebrała się w garść i zaczęła snuć plany rozwoju swojej firmy.

Pewnego dnia była zbyt zmęczona, marzyła tylko o tym, żeby odpocząć, więc postanowiła szybko wyjść. Po drodze zatrzymał ją krzyk, to był płacz dziecka. Wiedziała to doskonale, bo serce waliło jej w piersi jak młotem. Postanowiła iść szybko i sprawdzić, co się stało, może maluch potrzebował pomocy, może zdarzył się wypadek, coś trzeba było zrobić.

Anna była zdenerwowana, czy to był strach, czy panika, nie wiedziała. Na zewnątrz kawiarni krzyk stawał się coraz głośniejszy, dał się słyszeć płacz, taki głośny, dziecięcy płacz. Poczuła, że drży i że pocą jej się ręce. I ta chwila: widzi zawiniątko leżące obok śmietnika, a w nim dziecko, bardzo małe. Nie wiedziała, czy to chłopiec, czy dziewczynka, ale krzyczało bardzo głośno. Pewnie zmarznięte albo głodne, pomyślała kobieta .

Nie wiedziała, jak to się stało, ale już trzymała dziecko w ramionach, uspokajając je. Wezwała karetkę, kogoś tam znała. Przerażona kobieta pobiegła z powrotem do kawiarni i tam czekała na ambulans, żeby dziecko trochę się ogrzało.

Karetka przyjechała dość szybko, lekarze uspokoili przestraszoną kobietę i podali jej coś na uspokojenie. Dziecko zabrali do szpitala, a Anna pojechała za nimi, nie mogła przecież tak po prostu zostawić maleństwa. Już na oddziale kobieta poprosiła o telefon, bo swój zostawiła w kawiarni i zadzwoniła do ordynatora z prośbą, żeby monitorował całą sytuację, bez angażowania opieki społecznej czy policji.

Później, po badaniu dowiedziała się, że dziecko, które znalazła jest całkowicie zdrowe. Dziewczynka miała szczęście, bo leżała na kartonach i bardzo nie zmarzła; ruszała rączkami i nóżkami, jej oddech się stabilizował, serduszko też;  biedactwo, zdarła sobie tylko gardło, gdy płakała, bo chciała mleka, chciała jeść, dziewczynka była głodna.

Anna została na noc w szpitalu, zasnęła na oddziale obok dziecka. Nie mogła wrócić do domu i zostawić jej tam samej. Bała się, czy nikt jej nie zabierze, więc ani na chwilę nie wyszła z sali. Dzięki znajomościom udało jej się załatwić wszystkie formalności po cichu, bez zbytniego rozgłosu, bez prasy i policji. Już następnego dnia Annie przyznano opiekę nad dzieckiem. Podczas badania na oddziale dziewczynkę nazywali Bogusią, mówili, że sam Bóg ją przysłał, a Anna uratowała jej życie. I tak powstała rodzina!

Dzwonek, lekcje się skończyły, Bogusia wybiega ze szkoły, bo czeka na nią mama – Anna. Idą do ulubionej kawiarni, na herbatę z rokitnika i kawałek ciasta. Porozmawiają o tym, jak szybko mija czas!

Trending