Connect with us

Dzieci

Syn wybrał się na “nocowankę” w wieku 10 lat

W klasie mojego syna, czwartoklasisty, wszystkie dzieci nocują u siebie nawzajem. Na początku nie podobał mi się ten pomysł, ponieważ za moich czasów nie było takiego zwyczaju. Dopóki nie skończyłem szkoły, moi rodzice, a zwłaszcza ojciec, pilnowali, żebym wracał do domu o godzinie 20:00. Albo miałem szlaban. Ale moja żona powiedziała, że ​​to nie jest taki zły pomysł, my sobie trochę wtedy odpoczniemy. Poza tym wszystko było uzgodnione z innymi rodzicami.

Nasz syn to zwyczajny 10-latek. Na pierwszą “nocowankę” odwieźliśmy go i przekazaliśmy rodzicom kolegi z klasyz rąk do rąk. Daliśmy mu wszystko, czego potrzebował na noc, żona upiekła ciasto, żeby ułatwić sprawę rodzicom, którzy udzielili mu gościny, bo nasz syn naprawdę dużo je.

Synek zabrał ze sobą całą flotę samochodzików, kolekcję czasopism i gier komputerowych. Następnego dnia wrócił do domu radosny i zadowolony z takiej imprezy, a moja żona i ja byliśmy nie mniej szczęśliwi, że mogliśmy pobyć tak długo sami.

Miesiąc później rodzice Daniela, chłopca, u którego poprzednio nocował nasz synek, przyprowadzili go na nocleg do nas.

– Daniel to dobry chłopak, ale bardzo spokojny. Jak zaśnie, to go nie dobudzicie. Powiedziała jego matka, przekazując nam syna z karetki, w której pracuje.

A Daniel okazał się jednak dzieckiem nadtpobudliwym. Był jak huragan. Nie, bardziej jak tornado. W ciągu pierwszej godziny udało mu się wylać atrament na atłasową pościel, zbić serwis i ulubiony wazon żony, zamęczyć i naszego psa, i moją żonę, i mnie też – to było zupełnie poza naszą kontrolą.

Daniel pod żadnym pozorem nie chciał jeść. Nic mu nie odpowiadało, ewentualnie było bez smaku. W ciągu godziny 3 razy poszedłem do sklepu: po Colę, po „Nesquik”, po makaron (tylko razowy, innego nie je) i po jogurt bez laktozy (bo jednak tego makaronu nie lubi, nie będzie go jadł) .

Nagle Daniel zapija kawałek hot-doga jogurtem i biegnie, żeby to wszystko zwymiotować. No cóż. Mięso i ten jogurt bez laktozy. Chociaż nie wydawało mi się to jakąś trującą miksturą. Potem znów poszedł do toalety i całkowicie stracił przytomność. Żona i ja próbowaliśmy go ocucić. Jego matka nie odbierała telefonu. Co z nim zrobić?

–  Jeśli zaraz nie odzyska przytomności, trzeba będzie wezwać karetkę, akurat matka po niego przyjedzie. – powiedziała sarkastycznie zmęczona małżonka.

Nagle Daniel ocknął się i przemówił:

– To przez mięso. Moja mama nigdy nie pozwalała mi go jeść, jest wegetarianką. A ja zawsze byłem taki ciekawy i chciałem spróbować – jak to smakuje… – powiedział blady Daniel.

Dopóki moja żona doprowadzała go do porządku – przez co najmniej kilka godzin było cicho, a ja mogłem posprzątać stół i okolice. Ledwo skończyłem – wszystko zaczęło się od nowa: krzyki, bieganie, potłuczone naczynia.

W końcu zrobiło się ciemno, a nam wydawało się, że minął cały miesiąc. Włączyliśmy synowi i jego „bardzo spokojnemu” przyjacielowi lampki nocne i sami też padliśmy do łóżka. Było podejrzanie cicho, ale byliśmy zbyt zmęczeni, żeby sprawdzić, czy śpią. Cicho? Nareszcie!

Jeszcze nie zaczęło świtać, a już obudził nas krzyk dziecka. Daniel bardzo chciał iść do toalety, ale za szybko pobiegł i uderzył w drzwi – upadł i… nie wytrzymał.

Przychodzimy – Daniel leży cały w kupie, we krwi (uderzył głową o podłogę). Obok stoi nasz przestraszony syn i płacze. Zapach? No cóż, można to sobie wyobrazić. Co za miły początek dnia.

Podczas gdy moja żona uspokajała naszego syna, ja założyłem Danielowi bandaż na głowę, po czym pomogłem mu się umyć, bo zachowywał się, jak na niego przystało – siedział w tej kupie i płakał tak bardzo, że nie można było go opanować. No i zabrudził ubrania naszego syna, bo moja żona przebrała go w nie po tym, jak zwymiotował po obiedzie.

Do rana chłopcy już nie spali, a jak się domyślacie, i my nie zmrużyliśmy oka. Przynajmniej włączyliśmy film akcji, bo bajki w ogóle nie interesowały Daniela. Chłopaki oglądali, a ja odliczałem godziny, kiedy to piekło wreszcie się skończy i hałaśliwy maluch zostanie zabrany jak najdalej.

W końcu przyjechała jego matka i zabrała swoje szczęśliwe dziecko z bandażem na głowie, ABSOLUTNIE nie zdziwiona i nie zadając zbędnych pytań.

– Synku, podobała ci się nocowanka u Tomka? – Zapytała ostrożnie.

– O tak, było super! A kiedy przyjdę następnym razem? – ciężka cisza zawisła w powietrzu.

Trending