Connect with us

Historie

Operację Oli trzeba było przeprowadzić jak najszybciej. Teresa wiedziała, że ​​musi wymyślić coś dla swojej córki, ale jak dotąd nic z tego nie wyszło. Ona i jej mąż zarabiali minimalne pensje i nie mieli żadnych oszczędności na czarną godzinę. Jednak Bóg daje każdemu według jego uczynków i pomaga uporać się ze wszystkimi trudnościami

Był wieczór. Teresa ciężko usiadła na krześle. W jej głowie kłębiły się myśli: „Co robić?”

Mąż zawołał: „Kładź się spać. Prześpij się z problemem. Jutro coś wymyślimy”.

Teresa razem z mężem Michałem i córką Olą mieszkają w małym miasteczku. Oboje pracują. Żyją jak większość – od pierwszego do pierwszego. Nie żyją w biedzie, ale nie są też bogaci. Niedawno kłopoty zapukały do ​​ich drzwi. Ola zachorowała. Trafiła do szpitala, ale potrzebna była pilna operacja. Teresa miała trochę oszczędności „na czarną godzinę”, ale to nie wystarczyło. O to właśnie ona i jej mąż się martwią – skąd wziąć pieniądze.

Spać to nie spała. Teresa wstała rano. Pojechała do córki do szpitala. Ale po drodze postanowiła wejść do kościoła. Poprosić Boga o zdrowie dla swojego dziecka i najbliższych. „Bóg jest dobry, on nam pomoże,” – pomyślała Teresa. Pomodliła się, posiedziała i wyszła.

Idzie, patrząc w ziemię, nie widzi nic ani nikogo. Myśli tylko o jednym – o Oli i o tym, skąd wziąć pieniądze. Dotarła do skrzyżowania. Nagle obok niej zatrzymał się samochód. Drzwi otworzyły się tuż przed nią i z okrzykiem: „Pani Teresko! Pani Teresko, dzień dobry!”, wyskoczyła z niego młoda dziewczyna.

– Marysiu, to ty? – Teresa była bardzo zaskoczona.

– Oczywiście, że ja, – odpowiedziała dziewczyna. – A dlaczego jest pani taka smutna?

Teresa opowiedziała Marysi o Oli.

– Proszę się nie martwić. Teraz się śpieszę, ale wieczorem na pewno do pani przyjadę. Coś wymyślimy, – powiedziała Marysia, wsiadając z powrotem do samochodu.

Dziewczyna odjechała, a Teresa poszła do szpitala. Po drodze przypomniała sobie, jak kiedyś spotkała w mieście swoją koleżankę z klasy, Sylwię. Przystanęły wtedy na chwilę. Zaczęły opowiadać sobie, jak potoczyło się ich życie po szkole. U obu wszystko było mniej więcej dobrze. Sylwia powiedziała, że ​​mieszka na wsi, wyszła za mąż i ma córkę Marysię. Dziewczyna bardzo dobrze się uczy, marzy o liceum. Ale u nich na wsi jest tylko podstawówka. Córka musiałaby przenieść się do miasta. Sylwia nie wie, czy Marysia sobie sama poradzi, jeszcze się zastanawiają, co robić.

– Ale nad czym tu myśleć? Niech zamieszka u nas, – odpowiedziała wtedy Teresa. – Moja Ola będzie przynajmniej miała towarzystwo. Mamy liceum niedaleko domu, mogą iść do tej samej szkoły. Poziom jest raczej wysoki, nauczyciele dobrze przygotują Marysię do studiów.

Sylwia się wahała – czy to będzie dla nich komfortowe, czy nie będzie im przeszkadzało obce dziecko w domu. Teresa odpowiedziała, że ​​wszystko będzie dobrze i że razem z córką będą czekać na Marysię. I Sylwia jednak przywiozła Marysię. Zamieszkała z Olą w pokoju. Dziewczyny zaprzyjaźniły się. Dobrze się dogadywały. Teresa opiekowała się Marysią aż do matury. Gotowała, prała, służyła radą. Nie wzięła od Sylwii żadnych pieniędzy. Bo skąd na wsi mogą mieć pieniądze? Mama Marysi dowoziła im tylko jedzenie. Po ukończeniu szkoły Marysia dostała się na uniwersytet i się wyprowadziła.

Teresa wiedziała, że wszystko u niej dobrze. Po studiach wyszła za mąż za dobrego chłopaka. Obecnie prowadzą razem firmę. Idzie im nieźle.

Pogrążona we wspomnieniach, nawet nie zauważyła, jak dotarła do szpitala. Usiadła i zaczęła rozmawiać z córką. Powiedziała jej, że ​spotkała Marysię i że koleżanka na pewno ją odwiedzi. Nie powiedziała, że na operację nie wystarczy im pieniędzy. Po co ma niepotrzebnie denerwować dziecko. Teresa była pewna, że znajdzie się jakieś wyjście. I tak się rzeczywiście stało. Wieczorem odwiedziła ich Marysia. Położyła przed Teresą kopertę.

– To są pieniądze na leczenie Oli, – powiedziała.

– Na pewno wszystko zwrócimy, – zapewniła Teresa.

– Nie ma takiej potrzeby. To za pani wrażliwość, życzliwość i dobre serce. Gdyby nie pani, nie byłabym tym, kim jestem teraz. Dziękuję pani.

Marysia wyszła. A Teresa siedziała jeszcze długo i myślała, że może Pan Bóg naprawdę nas wynagradza za nasze uczynki.

Click to comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwanaście − 1 =

Trending