Connect with us

Życie

“Odmieńcy” mają piękne serca

Nasze osiedle jest bardzo przyjazne. Niedawno pojawiła się u nas nowa rodzina. Wszyscy od razu o tym wiedzieli, bo wieści szybko się u nas rozchodzą. Poza tym, wszyscy się lubią i ze sobą rozmawiają.

Od razu stało się jasne, że rodzina ma dziecko, ponieważ sąsiedzi widzieli, że wnosili zabawki. A więc w rodzinie jest dziecko, ale czy chłopiec, czy dziewczynka, tego nie wiedzieli.

Pewnego dnia, gdy szedłem odwiedzić swoją przyjaciółkę, usłyszałem jakieś głosy, zaciekawiłem się. To była jesień: cisza i spokój. Dzień nie był deszczowy, przeciwnie, barwne liście błyszczały w słońcu wszystkimi kolorami tęczy. Po prostu zatrzymałem się na chwilę, żeby popatrzeć.

Tak więc, gdy podszedłem bliżej, rozmowa stawała się coraz głośniejsza i wyraźniejsza. Mężczyzna wyjaśniał coś swojej córce.

– Nie chcę, tato, już dosyć.

– To niemożliwe, Kalinko, bądź cierpliwa, jeszcze trochę i wszystko się ułoży.

– Nie trzeba, będę w domu.

– Tak, już za późno, żeby się wycofać, zgodziliśmy się. Tyle, że droga tutaj nie jest za dobra.

– To znak, tato, że nie powinniśmy tego robić.

– Dość tych pogawędek. Córeczko, wszystko się ułoży! Najważniejsze to wierzyć!

Droga do mojej przyjaciółki prowadziła przez plac, to tam wszystko się wydarzyło. Postanowiłem więc iść i zobaczyć, o co chodzi.

Zobaczyłem dziewczynę siedzącą na ławce z protezą na jednej nodze i kulami z boku.

Droga nie była zbyt szeroka, do tego dużo dziur i kałuż po wczorajszej ulewie. Mężczyzna wziął miotłę i próbował uprzątnąć drogę, żeby córka widziała, którędy iść i nie upaść na chorą nogę.

Widać było, że mężczyzna jest bardzo zmęczony, poszarzały z niewyspania, a momentami w jego oczach pojawiały się łzy, które ukrywał za uśmiechem.

– Nie dojdę do centrum. Przeżyję, jeśli nie zobaczę tego programu. Wracajmy.

– Córeczko, nie możesz się poddać, jeszcze trochę!

Wtrąciłem się:

– Dzień dobry! Może trzeba pomóc? – zapytałem.

– Nie, w porządku – odpowiedziała dziewczyna.

– Dziękuję, jakoś sobie poradzimy – dodał jej ojciec.

Mężczyzna uznał, że córka poczułaby się niezręcznie.

– W porządku. Razem szybciej nam pójdzie z zamiataniem tego jesiennego dywanu.

Dziewczyna wbiła wzrok w ziemię, ale jej ojciec, przeciwnie, trochę ożył.

Oczywiście, sprawy poszły szybciej, kiedy zaczęliśmy pracować wspólnie. Wykonaliśmy zresztą dobrą robotę dla całego osiedla.

– Dziękuję za pomoc. Zajęliśmy tylko panu czas. Kalinka też jest panu wdzięczna, są jednak dobrzy ludzie na świecie. Razem naprawdę poszło szybciej.

– Drobiazg! Najważniejsze, że zrobiliśmy, co trzeba!

Poszli. Przez chwilę stałem nieruchomo, zamyśliłem się. W życiu wszystko jest takie nieoczywiste. Musimy doceniać to, co mamy, pomyślałem.

Czas mijał, a ja wciąż pamiętałem to spotkanie. Kiedy wszystko jest w porządku, nawet nie myślisz, że ktoś może mieć z tym problem. I to, co zwyczajne: słyszeć, chodzić i widzieć – dla niektórych to luksus.

Po raz kolejny zobaczyliśmy się w tym samym parku. Ucieszyłem się z tego spotkania, czułem, że mogę się im przydać. Chciałem poznać bliżej Kalinę, zapytać jak się czuje.

Ojciec dziewczyny, Olek, nie miał nic przeciwko mojemu towarzystwu na spacerze. Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim, o pogodzie, o życiu i tak dalej.

Dowiedziałem się, o tym, co stało się z dziewczyną, jak to przeżyli i jak teraz próbują żyć tak jak inni.

Kalina od dziecka profesjonalnie grała w hokeja. W zeszłym roku odbyły się mistrzostwa i podczas meczu pękła jej łyżwa, dziewczyna upadła. Otwarte złamanie. Lekarze robili wszystko, co było w ich mocy, ale kość była poważnie uszkodzona.

Dziewczyna przeszła wiele operacji, po założeniu protezy musiała chodzić na rehabilitację.

Matka Kaliny pracuje za granicą, żeby utrzymać rodzinę. Wysyła pieniądze co tydzień, bo lekarstwa, które bierze dziewczyna, są drogie. Czasami wysyła je stamtąd. Ale dziewczyna została zupełnie sama i za wyjątkiem ojca, nie ma żadnych przyjaciół.

Po wypadku na początku znajomi odwiedzali dziewczynę. Ale później ich kontakty ograniczyły się do wiadomości w serwisach społecznościowych.

Dziewczyna miała niewielu przyjaciół, a po operacji nawet oni stali się obcy. Dzieci nie szukały już kontaktu z Kaliną. Nie mogła iść z nimi na podwórko. Nikt do niej nie dzwonił, myśleli, że będzie dla nich ciężarem i chyba jej się wstydzili. Dziewczyna zdecydowała się na naukę online w domu, wtedy czuła się bardziej komfortowo.

Ale im dłużej jest w domu, tym bardziej obojętnieje na wszystko. Jest piękną 16-letnią dziewczyną, nastolatką, która ma przed sobą całe życie, ale Kalina nie wyobraża sobie, że ma je spędzić w czterech ścianach. Na zewnątrz wychodzi tylko z ojcem, a i to rzadko.

Kiedy się poznaliśmy, szli na przedstawienie w centrum rehabilitacyjnym, dokąd Kalinę od czasu do czasu zabierał jej ojciec. Jeśli nie miała nic przeciwko.

Moi nowi znajomi zaprosili mnie na imprezę charytatywną w tym ośrodku. W sali koncertowej było wielu ludzi. Rodzice, krewni i przyjaciele przyszli wesprzeć swoje dzieci podczas występów. Były śpiewy, tańce i poezja. Nawet nie wyobrażałem sobie, że jest tak wiele dzieci z problemami rozwojowymi, zaburzeniami mowy, porażeniem mózgowym i że są często bardziej pozytywne niż ludzie całkowicie zdrowi. Byłem zachwycony i wstrząśnięty tym, co zobaczyłem.

To sprawiło, że ja, dorosły mężczyzna, płakałem. Te dzieci były takie pełne życia i szczere. Nie wstydziły się, że nie potrafią mówić tak, jak my. Trudno im było śpiewać i tańczyć. Ale robiły to! I z takim blaskiem w oczach i taką szczerością, że nie sposób było pozostać obojętnym. Od tych dzieci płynęła energia, jakiej nigdy wcześniej nie czułem.

Dziedziczenie, zła geny, ciężkie porody, tragiczne sytuacje czy poważne wypadki to sytuacje, które dramatycznie zmieniły życie tych dzieci. Podziwiam ich rodziców, że mają tyle siły ducha, żeby budzić się każdego dnia z myślą: „Nie możesz się poddać!”

Trending