Connect with us

Ciekawostki

Moja żona wróciła ze zjazdu absolwentów i od miesiąca opowiada mi, jak jej się ze mną nie poszczęściło. Mąż Soni jest biznesmenem, Natalii profesorem, Marty sołtysem, a Danki jeździ do Holandii do pracy i bardzo dobrze zarabia. Tylko ja siedzę i nic mnie nie obchodzi. Chociaż, czego można się po mnie spodziewać, skoro swego czasu skończyłem jakąś prywatną pseudouczelnię. To wszystko mówiła przy dzieciach. Ale one są już prawie dorosłe. Same dobrze pamiętają i rozumieją, dlaczego wszystko jest tak, jak jest

Żona przez tydzień przygotowywała się do zjazdu absolwentów. Dzieci zdążyły zapomnieć, jak wygląda ich mama. W poniedziałek – manicure i pedicure, we wtorek – fryzjer, farbowała włosy, w środę – przedłużanie rzęs, w czwartek – korekta brwi, w piątek – solarium. A wcześniej przez cały weekend biegała po centrach handlowych, wybierając sukienkę i torebkę. Można by pomyśleć, że nie szykowała się na spotkanie z dawnymi kolegami z klasy, tylko żeby odebrać Oscara.

Co i komu chciała udowodnić? Wszyscy i tak dobrze wiedzą, że pracuje jako manager oddziału małego regionalnego banku. Nie jest zwykłym pracownikiem, ale nie jest to też jakieś wysokie stanowisko. I oczywiście to ja jestem temu winien. Gdybym sam coś osiągnął w życiu, miał koneksje, to mógłbym też pomóc żonie, a tak…

Pół dnia na zabiegach odmładzających, potem kolejne trzy godziny na makijażu, aż w końcu wieczorem pojechała na to spotkanie. Nie chciała, żebym ją tam zawiózł. Zadzwoniła po taksówkę i bardzo nalegała, żeby przyjechał po nią jakiś przyzwoity samochód. Dzieci i ja mogliśmy wreszcie odetchnąć z ulgą. Po tym spotkaniu w końcu odzyskamy mamę i żonę.

A ona wróciła strasznie wściekła i nie odzywała się do mnie przez dwa dni. Nie mogłem zrozumieć, czym i kiedy zdążyłem zawinić. Zapytana, co się stało i kto ją obraził, odpowiedziała nieoczekiwanie:

– Ty mnie obraziłeś! Że tak mi się z tobą nie poszczęściło!

Okazuje się, że na spotkaniu dawne koleżanki z klasy chwaliły się swoimi drugimi połówkami. Mąż Soni jest biznesmenem, Natalii profesorem, Marty sołtysem, a Danki jeździ do Holandii do pracy i bardzo dobrze zarabia. Tylko ja siedzę i nic mnie nie obchodzi. Chociaż, czego można się po mnie spodziewać, skoro swego czasu skończyłem jakąś prywatną pseudouczelnię.

Zrobiło mi się przykro z powodu tak niesprawiedliwych oskarżeń. Pracuję jako nauczyciel matematyki. W szkole nie zarabiam może dużo, ale na pewno nie mniej niż ona w swoim banku.

Po studiach od razu poszedłem do pracy w szkole. Byliśmy już wtedy małżeństwem. Dzieci pojawiały się jedno po drugim. Nie mieliśmy nikogo, kto mógłby nam pomóc. Żona miała jeszcze dwa lata do ukończenia studiów i nie chciała przechodzić na zaoczne. To ja głównie zajmowałem się dziećmi. Odmawiałem za każdym razem, kiedy proponowano mi więcej lekcji.

Potem żona obroniła dyplom i dostała pracę. Już nie pamięta, że ​​to mój kolega ją tam zarekomendował. Bardzo chciała utrzymać swoje miejsce pracy, więc nigdy nie poszła na zwolnienie lekarskie, kiedy dzieci były chore, ponieważ jej kierownictwo tego nie akceptowało.

To ja zostawałem z dziećmi, tak jak wcześniej. A one często chorowały. Jak nie jedno, to drugie. A to przeziębienie, a to ospa wietrzna, a to grypa. No, a komu potrzebny nauczyciel, który cały czas jest na zwolnieniu lekarskim? Zostałem bez pracy.

Chciałem wyjechać zarabiać za granicę, wszystko już miałem załatwione, ale żona zrobiła wtedy aferę. Że chcę zrujnować jej karierę. Albo będzie wychowywać dzieci, albo pracować w banku. Jedno z dwóch. A właśnie obiecano jej awans.

Co było robić. Ledwo wtedy znalazłem pracę w innej szkole. Dobrze, że dzieci podrosły, poszły do ​​przedszkola i nie chorowały już tak często jak wcześniej. Mogłem wziąć na siebie więcej obowiązków. Zacząłem udzielać korepetycji. Tak jakby wszystko zaczęło się poprawiać.

Kiedy dzieci poszły do ​​szkoły, musiałem zapomnieć o korepetycjach. Trzeba było dopilnować nauki własnych dzieci. Żona od razu powiedziała mi:

– To chyba ty jesteś nauczycielem w naszej rodzinie? Dlatego to ty ucz się z dziećmi, ja nie mam czasu.

Tak się złożyło, że zawsze to ja byłem odpowiedzialny za dużą część obowiązków domowych. Żona nawet nie wie, ile kosztuje bochenek chleba i ile płacimy za rachunki. Prawie zawsze zostaje dłużej w pracy i to ja muszę gotować obiady dla dzieci i dla siebie. Dobrze, że chociaż sprzątaniem się podzieliliśmy, no i prania nie przerzuciła na mnie.

A teraz moja żona zarzuca mi, że przez te wszystkie lata nic dla niej nie robiłem. Urządziła mi awanturę, w dodatku przy dzieciach. Ale one nie są już małe. Same doskonale pamiętają, kto mierzył im temperaturę, kto czuwał w nocy, kto z nimi chodził do przychodni i kto odrabiał z nimi lekcje. Jestem im wdzięczny, bo dzieci stanęły po mojej stronie.

Ale to jeszcze bardziej rozzłościło żonę. Zaczęła krzyczeć, żebym szukał innej pracy. Niby jakiej? Gdzie ma iść starszy już nauczyciel matematyki? Mam być kierowcą ciężarówki czy pracować w supermarkecie? A może w nocy stróżować, a w dzień biegać na lekcje? Dalej nie pozwala mi wyjechać do pracy za granicę. Boi się zostać sama w domu z dwójką nastolatków. Ja też zresztą nie chcę ich z nią zostawiać. Dzieci wcale jej nie słuchają. Jest im wszystko jedno, czy matka jest, czy jej nie ma. Przyjdzie – pójdzie. Nigdy nie była na zebraniu rodziców w szkole, nigdy nie spojrzała na ich świadectwa.

Nie rozumiem, co zrobiłem źle? Czy mimo wszystko trzeba było ją zostawić i wyjechać za granicę? Przywoziłbym dużo pieniędzy. Ale w takim przypadku ona musiałaby odejść ze swojego banku. Czy wtedy byłaby szczęśliwa?

Może we trójkę z dziećmi byłoby nam lepiej bez mamy? Spokojniej? Nie przeszkadzalibyśmy jej ambicjom w roli bizneswoman. Niech dalej buduje swoją karierę, ale może już sama.

Trending