Connect with us

Życie

Trzeba dobrze pomyśleć zanim pożyczy się komuś pieniądze

W związku z najnowszą sytuacją na świecie nasza rodzina znalazła się w trudnej sytuacji materialnej. Pracuję jako tłumaczka tekstów z polskiego na angielski. Wyraźnie zauważyłam mniejszą ilość zleceń – turystyka nie jest już taka, jak wcześniej. Mój mąż jako kucharz nie pracuje już na cały etat, jak kiedyś. Z powodu kwarantanny liczba punktów gastronomicznych zmniejszyła się o połowę. Niestety, i on, i ja mamy wstrzymane pensje.

W tym tygodniu otworzyłam portmonetkę i okazało się, że zostało mi ostatnie 100 złotych. I jak tu żyć?

Często słyszymy, że musimy po prostu uzbroić się w cierpliwość, ale to nie tak. Nie zarabialiśmy, więc od kilku miesięcy nie płaciliśmy za mieszkanie.

Pewnego dnia mój mąż przypomniał sobie, że kiedyś pożyczyliśmy pieniądze mojej koleżance (jej męża znamy bardzo dobrze, bo przez długi czas pracował z moim mężem w tej samej restauracji). To było jeszcze w marcu 2020, jak rozpoczynał się światowy kryzys. Zabrakło jej 500 złotych do spłaty pożyczki na telefon.

No faktycznie, 500 złotych to niezbyt dużo, ale zawsze to coś. W naszej sytuacji te pieniądze bardzo by się przydały. Znajoma obiecała oddać za miesiąc, a minęły już więcej.

Pewnego wieczoru powiedziałam mężowi, że powinien zadzwonić do Ewy i poprosić o zwrot pieniędzy.

Wybrał numer. Słyszałam, jak rozmawiają przez telefon. Najpierw Bartek mówił zdecydowanym tonem, opowiadał, jak wygląda teraz nasza sytuacja. Jednak kilka minut później w jego głosie pojawiła się nuta smutku: „Co ty mówisz? Kiedy to się stało? Współczuję, dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? Oczywiście, poczekamy. Nie ma problemu. ”

Bartek odłożył słuchawkę, spojrzał na mnie ze smutkiem i powiedział: „Ewie właśnie zmarł ojciec. Chorował, to było ostatnie stadium raka skóry. Znowu musi pożyczyć pieniądze, pyta u wszystkich znajomych ”

Oczywiście byłam w szoku. Oboje dobrze znaliśmy ojca Ewy. Taki inteligentny i życzliwy człowiek. Zdenerwowaliśmy się oboje nie na żarty. Nawet nie rozmawialiśmy o pieniądzach. Jak moglibyśmy powiedzieć komuś, żeby spłacił dług, skoro przeżywa taką tragedię? Nie można czegoś takiego robić.

No dobrze, posmuciliśmy się i zapomnieliśmy, dni lecą, a my dalej na mieliźnie.

Dziś znaleźliśmy najtańszy chyba sklep. Kupiłam wszystkie możliwe warzywa: szpinak, buraki, ziemniaki, cebulę. Ugotujemy coś z tego – jakąś zupę albo najprostszą sałatkę. Bo co robić? Musimy radzić sobie z tym, co mamy. Kupiliśmy co trzeba i wyszliśmy ze sklepu.

I tu prawie padliśmy na miejscu. Ojciec Ewy przechodzi sobie obok nas spokojnym krokiem, z laską w ręce. Poważnie i dostojnie, nawet bez maseczki. Bartek i ja przywitaliśmy się na odległość, jak trzeba. I zapytaliśmy pana Stanisława: „Coś dawno nie widzieliśmy Ewy – może wyjechała za granicę do pracy?” Staruszek radośnie odpowiada: „Mi tam się żyje dobrze – i emeryturę mam, i dzieci trochę mi pomagają. I od państwa coś skapnie. A Ewa od kilku miesięcy nie pracuje. Jak do mnie przychodzi, to daję jej coś z tej mojej emerytury. Biedulka, dobrze, że jej mąż pracuje w magazynie w supermarkecie. Zawsze coś tam mu wpadnie dodatkowego. Nam, starszym, jest łatwiej.”

Oczywiście nie powiedzieliśmy panu Stasiowi, że córka dawno go pochowała, żeby nie spłacać długu. Jestem taka zła, że nie potrafię nawet nazwać tego obrzydliwego zachowania słowami. Bartek zadzwonił do Ewy i rozmawiał z nią tak, że aż ściany w domu się trzęsły. Nigdy nie widziałam go tak wściekłego.

Zaczęła się tłumaczyć że nie mogła wymyślić nic innego, to była pierwsza rzecz, jaka przyszła jej do głowy. A potem dodała: „Jesteś na mnie tak zły, jakby to była sprawa życia i śmierci. A jak mam spłacić dług, jeżeli nie pracuję? Z czego mam wam oddać? ”

I wtedy zdałam sobie sprawę, że już nigdy nie zobaczymy tych pieniędzy. Dlatego morał jest tutaj oczywisty.

Trending