Ciekawostki
Tak marzyłam o stolicy i się rozczarowałam

Przez całe życie marzyłam o stolicy. Ale nie mogłam tam pojechać. Oczywiście słyszałam różne rzeczy o tym mieście, ale w nic nie wierzyłam. Chciałam po prostu pojechać do Warszawy, obejrzeć zabytki, odpocząć, nacieszyć się miastem. Mieszkam daleko, na południu Polski.
A własnego samochodu nie mam, dlatego to taki problem. Dorosłam, skończyłam 37 lat. Pewnego razu trafiła się okazja, żebym spełniła swoje marzenie. Mój mąż jechał w delegację do stolicy. Zaproponował, żebym pojechała razem z nim. Będzie miał trochę wolnego czasu, to wtedy sobie pospacerujemy i zobaczymy miasto. Bardzo się ucieszyłam.
Poza tym się tego nie spodziewałam. Szybko się spakowałam.
Oczekiwałam, że zobaczę coś tak niezwykłego jak Kraków. Piękne, historyczne, majestatyczne miasto. Od razu widać, że to była stolica. No więc byłam szczęśliwa i pojechaliśmy.
Nie mogłam się doczekać niezwykłych widoków i ludzi, których być może poznam. Już w pociągu wracający do domu warszawiacy wyglądali na rozzłoszczonych i smutnych. Nie mieli w sobie ani grama szczęścia i radości. Czy można być aż tak pochłoniętym pracą?
Byłam zadowolona z tej wycieczki, ale zachowanie mieszkańców było trochę irytujące.
Szalone tempo miasta zwaliło mnie z nóg. Ludzie ciągle gdzieś biegli, wpatrzeni co najwyżej w telefon.
Pomyślałam, że kupię sobie może jakąś bluzkę na pamiątkę. Ale kiedy weszłam do sklepu, poczułam się nie na miejscu. Sprzedawczyni była niby uprzejma, ale widać było, że traktuje mnie z góry.
Chyba wyglądałam tam jak jakiś kosmita z innego świata.
Pamiątek, w każdym razie, nie przywiozłam. I ogólne moje wrażenia ze stolicy nie są za dobre. Może za dużo sobie wyobrażałam. A może to dlatego, że przez cały czas padał deszcz.

-
Historie11 miesięcy ago
Chłopak w autobusie dał lekcję matce z synem
-
Rodzina12 miesięcy ago
Córce kupili mieszkanie, a syn dostał działkę
-
Życie11 miesięcy ago
Teściowa wyrzuciła nas z domu, a 15 lat później przyszła do wnuczki
-
Historie7 miesięcy ago
– Zawsze wstydziłem się ojca, żyliśmy bardzo biednie. Latem najmowaliśmy się na wsi do wypasania krów. Albo pracowaliśmy u nas na polu. Jak złowiliśmy jakieś ryby, nigdy nie mogliśmy jej zjeść, bo to była szansa na zarobek. I w upał, i na mrozie ojciec stał przy drodze i próbował je sprzedać.