Dzieci
O miłości, trosce, wdzięczności i odpowiedzialności

Niewiele pamiętam z mojego wczesnego dzieciństwa. Chłód w mieszkaniu, hałas, brzęk tłuczonych naczyń, krzyki, łzy mamy, poszturchiwania ojca, ciągły głód… Potem jacyś obcy ludzie gdzieś mnie zabierają. I nigdy więcej nie widziałam już ani mamy, ani taty. Tak trafiłam do domu dziecka. Razem z chłopcami i dziewczętami w tak samo niekorzystnej sytuacji, jak ja.
Na początku wszystko było dziwne i obce. Same nieznajome dzieci, surowi na pierwszy rzut oka wychowawcy. Nie rozumiałam codziennych zasad, które tam obowiązywały. Wciąż czekałam, aż moi rodzice przyjdą i mnie stamtąd zabiorą. Nieco później zaczęłam rozumieć, że moje nadzieje są daremne. Przez długi czas czułam się bardzo samotna. Jeden incydent połączył mnie z Karoliną. Dostaliśmy słodycze na święta. Jedna ze starszych dziewczyn chciała mi je zabrać, a Karolina wstawiła się za mną. Od tego czasu trzymałyśmy się razem. To ona nauczyła mnie prostych zasad przetrwania w sierocińcu.
Od czasu do czasu dom dziecka odwiedzali różni dorośli. Zapoznawali się z nami, przywozili zabawki. Karolina powiedziała, że ci ludzie szukają sobie dzieci. I zabierają do domu te, które im się najbardziej spodobają.
– I nas też mogą zabrać? – zapytałam.
– Myślę, że nie. Jesteśmy już za stare. Oni wolą te małe.
– Szkoda, bardzo bym chciała mieć rodziców, – westchnęłam.
– Ja też, – przytaknęła Karolina.
Pewnego razu, gdy ponownie odwiedzili nas nieznajomi mężczyzna i kobieta, Karolina podeszła do nich i zapytała:
– Może wybierzecie mnie i Oliwkę? Jesteśmy już prawie dorosłe. We wszystkim wam pomożemy. Tylko dzidziusia potrzebujecie?
Kobieta łagodnie spojrzała na dziewczynkę, pogłaskała ją po głowie i, nic nie odpowiadając, odeszła.
Wkrótce jednak pan Paweł i pani Teresa, bo tak się nazywali ci ludzie, zabrali nas do siebie. Przez długi czas nie mogłyśmy się przyzwyczaić do nowych warunków. Pani Teresa cierpliwie wszystkiego nas uczyła. Czułyśmy się dobrze i komfortowo. Ale przez długi czas nie nazywałyśmy ich mamą i tatą. Wszystko wydarzyło się przypadkiem. Raz, w jakiś wolny dzień, poszliśmy wszyscy razem do wesołego miasteczka. Karolina i ja patrzyłyśmy na różne atrakcje, aż nagle rozglądamy się, a pana Pawła i pani Teresy nie ma, dookoła sami obcy ludzie. Bardzo się przestraszyłyśmy. W końcu zobaczylyśmy ich w kolejce po lody. Z radosnymi okrzykami: „Mamo, tato!” – pobiegłyśmy do nich. Od tego czasu nazywamy ich tylko w ten sposób.
Minęło wiele lat. I ja, i Karolina mamy własne rodziny. Nasi rodzice się już zestarzeli. Teraz my się nimi opiekujemy. Mamy dla nich wielki szacunek, głęboką wdzięczność i miłość za wszystko, co dla nas zrobili.

-
Historie2 lata ago
Chłopak w autobusie dał lekcję matce z synem
-
Rodzina1 rok ago
Mam 64 lata, rok temu wróciłam z pracy we Włoszech i stwierdziłam, że mam dość. Byłam tam przez 12 lat, w tym czasie kupiłam mieszkania i córce, i synowi, a w swoim domu na wsi przeprowadziłam porządny remont. Wydawałoby się, że niczego mi już nie trzeba – tylko cieszyć się życiem, ale jest coś, co nie pozwala mi na pełną radość.
-
Rodzina2 lata ago
Córce kupili mieszkanie, a syn dostał działkę
-
Życie1 rok ago
Teściowa wyrzuciła nas z domu, a 15 lat później przyszła do wnuczki