Connect with us

Historie

Czasami ludzie przeceniają swoje możliwości. Ale co zrobić, gdy zawyżona samoocena staje się nieodłączną cechą dziecka?

Moja żona i ja niedawno przeprowadziliśmy się do mieszkania bliżej centrum miasta. Budynek nie jest nowy, ale o wiele lepiej jest nam stąd dojeżdżać do pracy: można i samochodem, i autobusem, i pieszo. Ale zanim jeszcze na dobre zdążyliśmy się wprowadzić, a już pojawiły się problemy z sąsiadami. Sami hałasują na klatce schodowej, ale kiedy im coś przeszkadza, od razu dzwonią na policję. Kiedy jesteśmy w pracy, zostawiają śmieci pod naszymi drzwiami, a potem ten zapach utrzymuje się w wejściu przez trzy dni. Nie rozumiałem ich zachowania, ale też nie chciałem w to wnikać – po prostu nie zwracałem uwagi na ich kwaśne miny.

Pewnego dnia moja żona i ja postanowiliśmy pozbyć się pudeł po przeprowadzce i przejrzeć stare rzeczy, które postanowiliśmy wyrzucić. Najpierw wyniosłem pudła do śmietnika – i tam zacząłem je segregować. Było w nich trochę starego sprzętu, obrazów itp. Może i zostawiłbym obrazy, ale nie chciałem zagracać mieszkania.

Koło domu siedział sąsiad z drugiego piętra – często można go spotkać na ławce przy wejściu, bo ciągle wychodzi zapalić. „Co tam pan wyrzuca?” – zapytał. Po chwili namysłu odpowiedziałem: „A, wyniosłem na śmietnik to, czego nie używamy. Może i zostawiłbym te obrazy, ale po co trzymać tyle rzeczy w domu?”

Mężczyzna przyglądał mi się przez chwilę i powiedział: „Kupiliście to dwupokojowe mieszkanie? Tam na półpiętrze jest mała komórka. Tuż obok suszarni, nie wiedział pan? Poprzedni właściciel powinien wam powiedzieć. Możecie tam schować te rzeczy ”.

Rzeczywiście, nigdy nie zwracałem uwagi na te drzwi obok tak zwanej „suszarni”. Gdy do nich podszedłem, zobaczyłem, że w drzwiach jest zamek. Zadzwoniłem do poprzedniej właścicielki, a ona wszystko potwierdziła. Ale, jak powiedziała, z tego pomieszczenia korzystają inni sąsiedzi, bo ją o to poprosili.

Postanowiłem to załatwić. Zapukałem do ich drzwi, czekałem aż ktoś otworzy, ale po drugiej stronie było cicho. Wtedy zadzwoniłem, a drzwi otworzył jakiś starszy pan. Natychmiast przystąpiłem do działania i zapytałem o komórkę. Staruszek się rozzłościł i powiedział, że z wszystko uzgodnił z poprzednią właścicielką, co z kolei mnie oburzyło. Nie mieli podpisanych żadnych dokumentów, a ustna umowa przestawała obowiązywać, kiedy zmieniali się właściciele mieszkania. Powiedziałem, że mają kilka dni na to, żeby zabrać stamtąd swoje rzeczy, a jeżeli tego nie zrobią, to potraktuję tę sprawę poważniej.

Udało się to załatwić, komórka należy do nas i musieli zabrać stamtąd swoje rzeczy, ale mnie interesuje co innego: dlaczego odnosili się do nas tak negatywnie? Bo kupiliśmy mieszkanie, a oni mieli umowę z poprzednią właścicielką?

Trending