Connect with us

Historie

Klientka nie przyszła na przedłużanie rzęs, a w odpowiedzi na uwagi – obrzuciła mnie błotem

Mam na imię Pola i zawodowo zajmuję się przedłużaniem rzęs w niedużym mieście. Chociaż jest u nas wiele salonów kosmetycznych, to tylko niektóre oferują usługi naprawdę wysokiej jakości. Dlatego nie narzekam na brak klientek.

Po pierwszych szkoleniach, też nie byłam specjalistką. Kursy kosztowały fortunę, zwłaszcza jak na studencką kieszeń. Pamiętam, że to były jakieś 2 000 złotych. Zbierałam te pieniądze przez prawie 2 lata, a i tak niewiele się nauczyłam. 80% z tego, co było na kursie, można było samemu znaleźć w Internecie. Na część praktyczną “nauczycielki” też nie poświęciły ani dużo czasu, ani uwagi. Dlatego zostałem bez pieniędzy i bez wiedzy.

Ale się nie poddałam. Przez kolejny rok oszczędzałami na następny kurs. Był dwa razy tańszy, ale zdobyłam na nim dużo cennej wiedzy i teoretycznej, i praktycznej. Potem dużo się nauczyłam sama – za darmo przedłużałam rzęsy przyjaciółkom, znajomym i wszystkim, którzy nie bali się mi zaufać. No, ale i tak musiałam jeszcze sporo zapłacić za materiały i sprzęt.

Na początku przyjmowałam klientki w domu, potem zmieniłam kilka salonów w poszukiwaniu najlepszego miejsca. W końcu znalazłam idealne studio. Do tej pory współpracowałam z bardzo wieloma klientkami. Miałam wyłącznie pozytywne opinie, rzęsy były zrobione idealnie, ceny odpowiednie.

3 lata później byłam najlepszą specjalistką od rzęs w mieście. Ze względu na długą i niełatwą drogę, jaką musiałam przebyć, żeby dojść do tego miejsca, cenię swoje umiejętności, czas i spokój.

Jak zwykle najpierw pracowałam na własną markę, a teraz moja marka pracuje na mnie. Na zabiegi muszę trzeba się umawiać z trzy- lub czterotygodniowym wyprzedzeniem. Wielu osobom odmawiam, bo termin, który im odpowiada, jest już zajęty.

Niedawno sama zaczęłam szkolić innych i zaprosiłam do współpracy praktykantkę. Ma na imię Milena i mieszka w małej wiosce pod miastem. Codziennie rano przychodzi do pracy.

Ponieważ rejestrujemy klientki z dużym wyprzedzeniem, zawsze prosimy o to, żeby w razie zmiany planów, zadzwoniły i anulowały albo przełożyły wizytę. Zabieg trwa kilka godzin, więc w tym czasie mogłybyśmy przyjąć inną dziewczynę albo po prostu sobie odpocząć.

Aż do tej sprawy wszystko sprawnie działało. Milena i ja ze zrozumieniem podchodzimy do osób, które nawet na 1-2 dni przed zabiegiem anulują wizytę, bo wiadomo, że różne rzeczy się w życiu zdarzają. Ktoś może chociażby się rozchorować albo podrażnić sobie oczy, a wtedy nie można używać kleju.

Pewnego dnia klientka zapisała się do Mileny na 8 rano. Ja miałam tego dnia klientki od rana do wieczora, a ona dopiero po południu. Jesień to nie sezon na rzęsy. Jak już mówiłam, Milena mieszka za miastem i żeby być w pracy o 7:30 i przygotować się do zabiegu, musi wstać o 5:30, a potem jechać w tak obrzydliwą pogodę z przesiadką.

O 7:45 moja uczennica dotarła do pracy. Nie robiłam jej wymówek o spóźnienie – wszystko rozumiem. Klientki też mogą się spóźnić 10-15 minut. Dlatego o 8:15 Milena napisała do dziewczyny, która się nie pojawiła o umówionej godzinie. Nie odpowiedziała na wiadomość. Telefonu też nie odbierała.

Postanowiłam sama do niej napisać i zapytać, dlaczego się nie pojawiła. Odpowiedź otrzymałam prawie o północy. Krótko i wyraźnie: „Nie udało mi się dojechać”. Na moje ostrzeżenie, że w takim razie nie będziemy już z nią współpracować, po prostu obrzuciła mnie błotem: wypisała całą tyradę o tym, jaką jestem słabą specjalistką i okropną osobą, jak nie szanuję klientek ani swojej pracy. W końcu życzyła mi najgorszego: żeby moje studio zostało zamknięte, rodzina się rozpadła, a okoliczności uniemożliwiły mi tę pracę do końca życia. W odpowiedzi po prostu ją zablokowałam. Nie chcę nawet rozmawiać z kimś takim.

Byłam oburzona! Milena jakoś musiała dojechać. Dlaczego musiała stracić pół dnia (bo nie było sensu, żeby wracała do domu przed kolejną klientką) na tak nieodpowiedzialną osobę? Milenę ta sytuacja doprowadziła do łez. Zetknęła się z czymś takim po raz pierwszy w życiu.

I dlaczego wreszcie ja mam wysłuchiwać tak obrzydliwych komentarzy pod swoim adresem, skoro po prostu dobrze i uczciwie wykonuję swoją pracę?

Opowiedziałam o tej dziewczynie w serwisach społecznościowych i, jak się okazało, Milena nie była pierwszą dziewczyną, którą tamta “wystawiła”. W naszym mieście nikt już nie chce jej przyjąć.

Zastanawiam się jednak, w jakim celu ona to robi? Skoro zdarzyło to się już kilka razy, to przecież nie jest przypadek?

Trending