Connect with us

Dzieci

Dziewczynka sama na ulicy

Była wiosna. Pracuję blisko domu, więc wychodzę wcześnie, bardzo wcześnie, około piątej. Dzisiaj jak zwykle wyszłam z mieszkania jeszcze trochę zaspana. Głęboki sen, jak ręką odjął, kiedy zauważyłam małą dziewczynkę zwiniętą w kłębek przy wejściu.

Był maj, ale noce jeszcze chłodne, widać było, że dziecko zmarzło. Dotknęłam jej rączek, były lodowate. W tym momencie dziewczynka obudziła się i podskoczyła ze strachu.

– Słoneczko, co ty tu robisz tak wcześnie?

– Śpię tutaj…

Na oko dziewczynka miała jakieś siedem lat. Była chudziutka i trochę nachmurzona. Dlatego pytałam dalej.

– Powinnaś spać w domu, kochanie! Masz mamę i tatę? Dlaczego śpisz na ulicy?

– Poszłam sobie… w domu pełno gości… krzyczą…

– Gdzie mieszkasz? Daleko stąd?

– Nie pamiętam… biegłam, biegłam, biegłam… było zimno… ale pamiętam swoją dzielnicę i osiedle… tylko, że nie chcę wracać do domu…

Dziewczynka zaczęła mówić, że jej matka ciągle pije i nie dba o nią. Mieszkała z babcią, ale ta zmarła i mała musiała wrócić do matki. Nieprzyzwyczajone do takiego życia dziecko postanowiło uciec z domu.

Byłam wstrząśnięta, myślałam, że takie coś nie może się zdarzyć, nie tutaj… o tym mówi się tylko w telewizji. Ale jednak, dziecięce nieszczęście na moich oczach. Co zrobić? Może zadzwonić na policję, nie zostawię przecież dziecka samego.

– Proszę przywieźć małą, damy ją do izby dziecka.

Musiałam pójść do pracy, coś wymyślić i jechać na komisariat.

– Niestety, w izbie nie ma miejsc. Czy może pani zaopiekować się dzieckiem przez kilka dni?

– Przecież na dworze jej nie zostawię…

Zabrałam ze sobą Sarę (tak miała na imię). Po drodze poszłyśmy do supermarketu, wybrałyśmy nowe ubrania i kupiłyśmy coś do jedzenia. Dziewczynka ciągle coś opowiadała, a to o swojej babci, a to o swoim hobby. Coraz bardziej było mi jej żal: jakie życie miałaby w domu dziecka? Matce na pewno odbiorą prawa do dziecka …

Andrzej, mój partner, był bardzo zaskoczony, kiedy przyszłam do domu. Miał dzień wolny, pracuje w systemie trzy na trzy. Po wysłuchaniu mojej historii chciał porozmawiać z Sarą. Minęły trzy dni. Policja ani opieka społeczna nie dzwoniły, ale wcale na ten telefon nie czekaliśmy.

– Agata, może się nią zaopiekujemy?

Byłam zszokowana jego słowami. Nigdy nawet nie wspominał o kolejnym dziecku. Zeszłego lata nasza córka poszła na studia i poleciała do Stanów. We dwoje czuliśmy się w domu trochę samotni. Prawdopodobnie to właśnie nas do tego skłoniło.

– Spróbujmy! Jeśli nam się uda…

– Dlaczego ma się nie udać? Mamy mieszkanie, zarabiamy… Dziewczynka będzie mogła żyć jak człowiek, żal mi jej, taka jest szczera, mądra!

Zdecydowaliśmy się. Sami wybraliśmy się do opieki społecznej. Byliśmy szczęśliwi. Kilka dni papierkowej roboty i jest: głupia matka nie ma już praw do dziecka, a my jesteśmy oficjalną matką i ojcem Sary. Dziewczynka też była szczęśliwa, nie mówiła już o matce. Przecież prawie jej nie znała, dorastała ze swoją babcią, o której ciągle mówiła.

Trending