Connect with us

Historie

Znajoma nakrzyczała na dziecko pod kościołem za zniszczony koszyk

Ostatnio przydarzyła mi się taka nieprzyjemna sytuacja.

Wydaje się, że Wielkanoc to powód do radości i świętowania. A moja rodzina i ja myślimy teraz tylko o tym, co wydarzyło się w Wielką Sobotę pod kościołem. Dlaczego ludzie czasami zapominają o prawdziwym znaczeniu świąt? Tak jakby nawet w kościele ważniejsze było dla nich to, co już jutro zjedzą?

Przyjechałam na wieś tuż przed święceniem koszyczków. Żeby przyjechać na całe Święta, musiałam szybciej uporać się z pracą, więc niestety, dojechałam dopiero w sobotę. Ale przynajmniej miałam wolną całą Wielkanoc. U nas na wsi jest tylko jeden kościół, chociaż wioska jest dość duża. Ale i tak większość ludzi się zna. Każdy to albo daleki krewny, albo sąsiad, albo sąsiad krewnego czy krewny sąsiada.

Ludzi w kościele jest zawsze dużo, a w święta to już w ogóle. Do starszych mieszkańców zjeżdżają się całe rodziny.

Bo po co mają siedzieć w mieście?

Jest święto, miło jest usiąść przy rodzinnym stole, porozmawiać.

Na przykład nasz dawny sąsiad, Waldek. Wybudował nowy dom na innej ulicy, więc teraz tam mieszka. On to ma dużą rodzinę.

Troje dzieci. Najstarszy syn Wiktor jest żonaty. Mają z żoną trzy córki. Wszyscy przyjechali w gości. W mieście mieszka też córka Waldka, studiuje. Ale też nie mogła przecież tam zostać na Wielkanoc. Najmłodszy syn jeszcze mieszka na wsi, z ojcem. Wszyscy mieszkańcy zebrali się w kościele. Dzieci ubrane czyściutko, w odświętne koszule, dziewczynki śliczne, jak aniołki. Wszystkie z przepięknie udekorowanymi koszykami. Przejęte i dumne, wyczekiwały aż spadnie na nie choć kropla święconej wody.

Uroczystość nie trwała długo, ale dzieci i tak były znużone. Po wyjściu z kościoła najmłodsza córka Wiktora, o ile się nie mylę, ma na imię Sara, bawiła się i biegała z innymi dziećmi. Zawołała ją matka, synowa Waldka. Sara przybiegła do matki, ale potknęła się i koszyk ze święconką wypadł jej z ręki.

Oczywiście, dziecko się rozpłakało, choć nic takiego strasznego się nie wydarzyło.

Myślałem, że tej kobiecie zrobi się żal córki. Jeżeli już nawet nie przytuli, to chociaż ją jakoś uspokoi.

A nie wyobrażacie sobie nawet, jak tak kobieta zaczęła krzyczeć na dziecko.

Nawet nie było jej wstyd, że wszyscy dookoła ją słyszą.

A dziewczynce było strasznie przykro. Tak naprawdę mama zepsuła jej całe święta. Czy naprawdę kiełbasa i kilka jajek, które się trochę potłukły, są warte więcej niż radość dziecka?

Wielkanoc minęła, a ja cały czas słyszę ten płacz małej Sary.

Trending