Connect with us

Historie

Zła pacjentka

Mirosławę Podolską, kobietę mniej więcej 50-letnią, przywieziono do naszego szpitala z małego miasteczka. Była to kobieta elegancka, wykształcona i gustownie ubrana. Tak się złożyło, że w jej miejscowości lekarze zdiagnozowali u niej raka piersi. Kobieta chciała jednak skonsultować się ze stołecznymi lekarzami. Miała dwóch dorosłych synów, męża. Chciała wrócić do spokojnego życia. Mirosława przez całe życie była bardzo aktywna. Ciągle czymś zajęta, najpierw mężem, potem dziećmi, nie miała czasu, żeby na chwilę się zatrzymać i odetchnąć. Życie sprawiło, że Mirosława stała się twarda i zimna jak kamień. Dlatego tak reagowała na innych, chociaż w głębi serca była niezwykle delikatną kobietą.

W szpitalu Mirosława szybko zyskała przydomek „złej pacjentki”. Wszystkim psuła nastrój, była bardzo rozmowna, a czasem potrafiła dopiec do żywego. Dlatego wszyscy omijali ją szerokim łukiem, a zbliżali się do niej tylko wtedy, kiedy naprawdę była taka potrzeba. Zawsze była z czegoś niezadowolona, ​​zawsze się kłóciła, zawsze miała jakieś pretensje. Czasami nawet nie chciała iść na badania, bo myślała, że ​​pielęgniarki nie potrafią dobrze posprzątać stanowiska. Wszyscy wokół uważali Mirosławę za jędzę, bo potrafiła doszukać się najdrobniejszego uchybienia. Wszystko nie to i wszystko nie tak. Tacy ludzie zwykle w ogóle nie mają przyjaciół ani znajomych.

Nawet na sali pani Mirosława leżała na łóżku w rogu, a inni pacjenci nie chcieli za bardzo z nią rozmawiać. Ciągle narzekała na swoje życie. Ale skąd możemy wiedzieć, jak sami byśmy się zachowali, gdybyśmy się dowiedzieli, że mamy raka? Kobieta bardzo źle przyjęła diagnozę, z nikim o tym nie rozmawiała, ale i tak wszystko było widać na jej twarzy. Mirosława była blada i ponura. Samo życie było dla niej teraz najwyższym osiągnięciem i radością.

Właśnie miałam dzienną zmianę. Wszyscy mnie ostrzegali, że będę musiała porozmawiać z Mirosławą, że mnie zbeszta i ​​przez całą zmianę będę miała zepsuty humor.

Ale pomyślałam sobie, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Posadziłam Mirosławę na wózku i pojechałyśmy na mammografię.

– U was w szpitalu wszyscy są tacy niemili. Nikt z człowiekiem nie porozmawia, nie pocieszy, wszyscy tylko biegają – odezwała się Mirosława.

– Wie pani, to jest szpital, każdy ma swoje obowiązki.

– Nie mogę znaleźć normalnego lekarza. U mnie na prowincji niby mi coś powiedzieli, ale ja już nikomu nie ufam. Wszyscy kłamią.

– Proszę się nie martwić, nasz szpital jest jednym z najlepszych w kraju, na pewno tu pani pomogą.

I tak, rozmawiając sobie, podeszłyśmy do windy. Mirosława prychnęła, najwyraźniej znowu coś jej się nie podobało.

– W tym szpitalu nawet windy są zwykle zatłoczone, żadnego komfortu, ale płacić to trzeba za wszystko – powiedziała.

– Proszę się nie martwić, akurat teraz winda jest pusta – odpowiedziałam.

– Tak, z pewnością.

Nacisnęłam przycisk windy. Kobieta była bardzo zaskoczona, gdy okazało się, że rzeczywiście jest pusta. Mirosława patrzyła w lustro, myśląc sobie, że powiedziała jednak za dużo.

Gdy zbliżyłyśmy się do gabinetu, zobaczyłyśmy, że w kolejce stoi chyba ze sto kobiet.

– No tak, teraz będziemy tu stać do południa – powiedziała Mirosława.

– Proszę się nie martwić, za chwilę nas zawołają. I niech się pani nie boi, na pewno wszystko będzie w porządku.

Minęło dwadzieścia minut, drzwi gabinetu otworzyły się, a pielęgniarka krzyknęła:

– Czy jest już pani Mirosława? Proszę, pan doktor na panią czeka.

Mirosława była bardzo zaskoczona. Wstała z wózka i podeszła do drzwi. W jej oczach widać było ogromne zdziwienie. Spojrzała na mnie, zanim otworzyła drzwi.

Nie wychodziła przez jakąś godzinę. To normalne, że takie badania zajmują dużo czasu. Nerwowo zaczęłam chodzić po korytarzu. Właśnie wtedy drzwi się otworzyły i pojawiła się w nich Mirosława. Spojrzała na mnie z wdzięcznością i usiadła na wózku.

– I jak wyglądała konsultacja?

– Pan doktor powiedział, że lekarze u mnie w szpitalu się pomylili. To prawda, mam małego guzka, ale to wcale nie jest rak. Byłem załamana – powiedziała nerwowo Mirosława.

– No widzi pani, mówiłam, że wszystko będzie dobrze – zauważyłam.

– A ja, niestety, w to nie uwierzyłam – prychnęła Mirosława. – Jak pani ma na imię?

– Jestem Judyta.

– Pani Judyto, przepraszam za moje zachowanie i za to ciągłe marudzenie.

Mirosława nigdy nie była tak szczęśliwa, jak tego dnia. Po prostu promieniała radością. Koleżanki śmiały się, że jestem jak wróżka z bajki, która zamieniła Babę Jagę w dobrą królową.

A ja cieszyłam się, że u naszej pacjentki wszystko się dobrze skończyło. Tak często w życiu brakuje nam po prostu wiary!

Trending