Connect with us

Rodzina

Wyrzuciłem żonę na ulicę

Tak, wyrzuciłem żonę na ulicę.

Jaki zły i niewdzięczny jestem w oczach wszystkich ludzi... Jak mogłem? W dodatku po 5 latach wspólnego życia?

Nikt nie wie, co spowodowało taką decyzję i że tak naprawdę nikt nikogo nie wyrzucił. Pobraliśmy się z prawdziwej miłości, przynajmniej tak było z mojej strony. Żyliśmy razem szczęśliwie przez 3 lata, a potem zaczęły się zmiany, które tylko niszczyły nasze małżeństwo. Mam taką pracę, że chodzę na nocne zmiany. Pensja jest dobra, więc z niej nie rezygnuję, ale żonę widuję rzadziej, bo ona pracuje w dzień.

Pierwszy powód takiej decyzji pojawił się wtedy, kiedy któregoś dnia zadzwoniłem do niej wieczorem. Ja miałem iść do pracy, a ona powinna już dawno wrócić. Ale to nie moja żona odebrała telefon, tylko jej kolega. Na prośbę o to, żeby przekazał telefon mojej żonie usłyszałem tylko jakieś chichoty jej kolegów z pracy. Okazało się, że mieli spontaniczną imprezę firmową, po „trudnym” dniu. Kiedy zadzwoniłem ponownie, odebrała moja żona i powiedziała, że ​​jestem trochę uciążliwy. Nie miałem więcej pytań.

Podobne sytuacje zaczęły zdarzać się coraz częściej, a kłótnie wybuchały dzień po dniu. Następny rok był dla mnie po prostu ciężką pracą, bo ciągle się kłóciliśmy i o coś wzajemnie oskarżaliśmy.

Wniosła pozew o rozwód, a potem go wycofała. Ponownie złożyła i ponownie wycofała. Ostatecznie to już ja podjąłem decyzję o rozwodzie. Bardzo chciałem ratować rodzinę, ale widziałem, że tylko ja cierpię z tego powodu. To było już tylko odwlekanie tego, co musiało się zdarzyć.

Sprawa rozwodowa zakończyła się po 3 miesiącach. Jednak była żona nadal mieszkała w moim mieszkaniu, bo nieważne, że to ja je kupiłem, to była „wspólnie nabyta nieruchomość”. Nie nocowała w domu albo wracała w środku nocy, wszędzie unosił się zapach dymu papierosowego. A o tym, żeby normalnie się rozstać i zacząć układać sobie życie na nowo, nawet nie chciała ze mną rozmawiać.

Doszło do tego, że po prostu wymieniłem zamki w drzwiach i poprosiłem ją, żeby się wyprowadziła, a ja jej zapłacę połowę wartości mieszkania. Wcześniej trudno było z nią coś uzgodnić, a nawet o tym porozmawiać, ale teraz natychmiast pojawiła się ciężarówka i pracownicy od przeprowadzek, żeby zabrać jej rzeczy. Zabierając „swoje” rzeczy, wzięła z mieszkania wszystko – łóżko, szafę, lodówkę (w końcu to był prezent od jej rodziców), wyniosła wszystko, co mogła, nie zostawiła nawet pościeli.

Niech jej będzie. Ale czas już zacząć żyć. Nie wiem, jak szybko uda mi się dojść do siebie po takim stresie, ale to już nie mogło dłużej trwać. Mam tylko nadzieję, że jeszcze będę potrafił komuś zaufać.

Trending