Connect with us

Historie

W czerwcu, kiedy miałem wyjeżdżać do mojego domku na wsi, zadzwoniła do mnie sąsiadka i powiedziała: „Witek, nie martw się za bardzo, ale nie mam dla ciebie dobrych wieści – twojego domu już nie ma!”. Kiedy chodziliśmy wokół zrujnowanego budynku, spojrzałem na moją żonę i zauważyłem, że była z tego wszystkiego zadowolona. Ale dla mnie ten dom to nie tylko miejsce, do którego jeżdżę na urlop – miał dla mnie wartość sentymentalną, to wspomnienie o rodzicach i moim dzieciństwie

Trudno mi opowiadać tę historię, ale być może ci z was, którzy stracili rodziców, będą potrafili zrozumieć mój ból.

Nie każdy to zrozumie. Można przecież powiedzieć, że rzeczy materialne nie mają w życiu żadnej wartości. Ale nie w moim przypadku. Ostatnio prawie straciłem dom rodziców, który był dla mnie źródłem siły i radości.

Urodziłem się i wychowałem w tym domu na wsi. To w nim przeżyli całe życie i umarli moi rodzice. Od tego czasu dom stoi pusty, ale nie zawsze. Służy nam jako domek letniskowy. Nie jest daleko od miasta, więc czasami przyjeżdżamy tam odpocząć w weekendy. Sam dom jest bardzo duży i jasny.

Ale moja żona go nie lubi. Zawsze zmusza się, żeby tam pojechać. Czasami jeżdżę tam bez niej, tylko z dziećmi. Magda zawsze ma jakiś „dobry” powód, żeby nie jechać na wieś.

Zawsze prosiłem żonę, żeby pojechała razem ze mną i mi trochę pomogła. Trzeba skosić trawę, powyrywać chwasty, posprzątać podwórko, o samym domu już nie wspomnę. Ale Magda od razu się denerwowała i mówiła: „Nie jestem żadnym parobkiem, żebym harowała na twoim gospodarstwie. Chcesz, to sam sobie przekopuj te grządki”.

Wszystko musiałem robić sam, i typowo męskie, i kobiece prace. Czasem przychodziła mi pomóc sąsiadka, a ja jej za to przywoziłem jedzenie albo inne rzeczy z miasta. To się Magdzie też nie podobało. Ciągle miała pretensje. Mówiła, że ​​jej nic nie kupiłem od stu lat, a babom z wioski wożę jakieś smakołyki. Ale ta sąsiadka była już na emeryturze, a ja zawoziłem jej słodycze, bo miała czworo wnucząt. Ale mojej żony to w ogóle nie interesowało.

W czerwcu, akurat kiedy wybierałem się na wieś, zadzwoniła do mnie sąsiadka i powiedziała: „Witek, nie martw się za bardzo, ale nie mam dla ciebie dobrych wieści – twojego domu już nie ma!”. Wtedy to do mnie nie mogło dotrzeć, jak to „nie ma domu”? Wsiadłem do samochodu i szybko pojechałem na wieś. Moja żona, co mnie wtedy bardzo zaskoczyło, pojechała razem ze mną. Wjeżdżamy na podwórko i widzimy, że dach się całkiem zawalił i wpadł po prostu do środka.

Kiedy przechodziliśmy obok zrujnowanego budynku, spojrzałem na moją żonę i zauważyłem, że jest z tego zadowolona. Jej oczy lśniły jakimś niezdrowym blaskiem. Idzie, patrzy na to wszystko i uśmiecha się, a na moje uwagi mówi: „Och, przestań, ten wrzód nareszcie zniknął, chociaż nie będziesz tu teraz tyle harował!”

Magda od razu, tuż po śmierci moich rodziców była gotowa sprzedać dom za grosze, w ogóle nie było jej go żal. A ja potrzebuję tego domu nie tylko, żeby tu odpocząć. Ma dla mnie wartość sentymentalną, to moje wspomnienie o rodzicach i o dzieciństwie. W tym miejscu każdy drobiazg ma dla mnie jakąś wartość, to tu nabieram sił. I chcę, żeby nasze dzieci, kiedy dorosną i założą własne rodziny, też tu przyjeżdżały, do swojej małej ojczyzny. Żeby wiedziały, że stąd, że tak powiem, pochodzą ich przodkowie.

Nie miałem wtedy środków na remont domu rodziców, więc zaproponowałem żonie, żebyśmy sprzedali garaż w mieście, ale kategorycznie się temu sprzeciwiła. Wtedy przyszedł mi do głowy jeszcze jeden pomysł – sprzedać nasze mieszkanie, a za te pieniądze wyremontować domek i na stałe zamieszkać na wsi. Kiedy Magda to usłyszała, krzyknęła tak, że chyba wszyscy sąsiedzi się przestraszyli, że coś się stało. Powiedziała, że ​​jestem egoistą i w ogóle nie myślę o swojej rodzinie! Usłyszałem jeszcze, że ​​jestem złym ojcem, któremu w ogóle nie zależy na przyszłości własnych dzieci. Ale tak nie jest. Właśnie myślę o dzieciach i uważam, że lepiej byłoby, gdyby mieszkały na wsi, we własnym domu, niż tłoczyły się w naszym dwupokojowym mieszkaniu w mieście. Zwłaszcza, że z wioski moich rodziców do miasta jest tylko 30 kilometrów, mógłbym codziennie odwozić dzieci do szkoły samochodem.

Podpowiedzcie mi, jak mam się dogadać z Magdą? Jak jej wytłumaczyć, że nam wszystkim byłoby lepiej mieszkać w domu na wsi, niż wdychać spaliny w mieście? Moja żona jest teraz na mnie obrażona i ostatnio powiedziała, że rozwiedzie się ze mną, jeżeli nie zrezygnuję z pomysłu sprzedaży naszego mieszkania.

Dlaczego ona mnie nie chce zrozumieć? Tyle lat się znamy, a do niej wciąż nie dociera, że dom moich rodziców wiele dla mnie znaczy. Chyba wie, że nigdy nie wyrzeknę się pamięci o moich korzeniach.

Trending