Dzieci
Te dzieci zesłały nam niebiosa

– Powtórzę jeszcze raz, – lekarz zdjął okulary i podrapał się w tył głowy, – nie może pani mieć dzieci. Jest pani bezpłodna. Kropka. Chętnie bym pani pomógł, ale jestem lekarzem, a nie cudotwórcą – zrobiłem wszystko, co możliwe. Nie będę pani oszukiwał i narażał na koszty, dlatego mówię pani wprost, że dalsze próby jedynie wpędzą panią w depresję.
Znalazłam w sobie tyle siły, żeby nie rozpłakać się w gabinecie, ale jak tylko zamknęłam za sobą drzwi, dałam upust swoim emocjom. Mąż przytulił mnie i zaczął mnie uspokajać, ale w jego oczach widziałam wcale nie mniej bólu.
W ciągu ostatnich sześciu lat zmieniliśmy kilka przychodni i kilkunastu lekarzy. Zwróciliśmy się nawet w stronę medycyny niekonwencjonalnej. Wszyscy na początku obiecywali, że ich metoda daje, jeżeli nie 100%, to przynajmniej dużą szansę na rodzicielstwo. Niestety, ostatecznie ich werdykty były takie same, jak u naszego ostatniego lekarza, z którego gabinetu właśnie wyszłam.
Minęło kilka dni. Starałam się nie myśleć o rozczarowującej diagnozie. Ale nagle zadzwoniła do mnie moja mama.
– Wiesz, córeczko, – zaczęła opowiadać, – właśnie przeczytałam w gazecie, że pary, które nie mogą mieć dziecka, powinny pomagać w sierocińcach albo chociaż wziąć pod opiekę jedno dziecko. To często dużo zmienia.
„W gazetach”... wszystko jest proste. Ile razy w ciągu tych sześciu lat słuchaliśmy różnych przepisów i rad z gazet, magazynów, kalendarzy, nie mówiąc już o tym, co „powiedzieli w telewizji” albo „usłyszałam w radiu”…
Ale nie chciałam kłócić się z mamą i przekonywać jej, że przeczytaliśmy wiele artykułów naukowych i nie znaleźliśmy rozwiązania naszego problemu. A teraz ona chce, żebym uwierzyła w to, co przeczytała w gazecie, więc po prostu odpowiedziałam:
– Dziękuję, mamo, za troskę. Pomyślimy o tym.
W tym momencie nie wiedziałam, że rada mojej mamy wróci do mnie z jeszcze innej strony.
Wieczorem przyszedł mój mąż i powiedział, że teraz, przed świętami Bożego Narodzenia, chciałby coś zrobić, żeby jakoś pomóc domowi dziecka z naszego miasta.
Chociaż byłam zdziwiona, zgodziłam się na propozycję męża.
Dlatego następnego dnia przyjechaliśmy do sierocińca samochodem pełnym prezentów. Nie wiedzieliśmy, gdzie iść, więc weszłam w pierwsze lepsze drzwi, które przykuły moją uwagę.
Okazało się, że to był pokój zabaw. Dzieci hałasowały i nie zwracały uwagi na to, że drzwi się otworzyły. Tylko jedna dziewczynka podbiegła do mnie i, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, przytuliła się do mnie.
– Mamo, przyszłaś!
Zrobiło mi się gorąco.
„Mamo”, nikt mnie tak nigdy nie nazywał! To było dla mnie niezwykłe. Ta dziewczynka, nie wypuszczając mnie z objęć, nagle pogłaskała mnie po brzuchu i powiedziała:
– Tam mieszka moja młodsza siostrzyczka!
Zaniemówiłam.
Ale jeszcze większym szokiem było dla mnie, kiedy równo tydzień później test ciążowy pokazał dwie kreski! W tym momencie nie miałam żadnych wątpliwości – cuda naprawdę się zdarzają.
Minął rok. Teraz mój mąż i ja mamy dwie piękne córki. Jedną urodziłam, a druga jest trochę starsza, wybrała mnie sama, nazywając mnie matką w pokoju zabaw sierocińca! Ale, tak czy inaczej, obie zesłały nam niebiosa.

-
Historie1 rok ago
Chłopak w autobusie dał lekcję matce z synem
-
Rodzina1 rok ago
Mam 64 lata, rok temu wróciłam z pracy we Włoszech i stwierdziłam, że mam dość. Byłam tam przez 12 lat, w tym czasie kupiłam mieszkania i córce, i synowi, a w swoim domu na wsi przeprowadziłam porządny remont. Wydawałoby się, że niczego mi już nie trzeba – tylko cieszyć się życiem, ale jest coś, co nie pozwala mi na pełną radość.
-
Rodzina1 rok ago
Córce kupili mieszkanie, a syn dostał działkę
-
Życie1 rok ago
Teściowa wyrzuciła nas z domu, a 15 lat później przyszła do wnuczki