Historie
Swój wśród obcych, obcy wśród swoich.
– Synku, chodź jeść! – matka łagodnie ponaglała chłopca.
On, typowy nastolatek, nie oderwał się nawet od komputera. Wojtek zawsze grał, kiedy coś go martwiło. Bez żadnych myśli w głowie, oderwany od wszystkiego na świecie, bez żadnych zmartwień.
Ale tym razem żadna strzelanka nie pomagała. Nastolatek miał w głowie jedno: „Kim jestem? Dlaczego tak mnie potraktowali? “
Nie znalazł odpowiedzi na te pytania.
Wojtek kończył podstawówkę. Jego przybrani rodzice, Elżbieta i Bogdan, adoptowali go, kiedy chłopiec miał 7 lat. Wyrósł na bardzo mądrego, choć trudnego chłopaka. Rodzice nie mogli sobie z tym poradzić. Kiedyś próbowali znaleźć z nim wspólny język, ponieważ rozumieli, że Wojtek przez 7 lat dorastał w domu dziecka, co miało ogromny wpływ na jego psychikę, ale nie zawsze im się to udawało. Rodzice z trudem próbują przypomnieć sobie ten czas, kiedy tylko przyjęli chłopca do swojej rodziny.
– To była dla nas niesamowita próba. Ponieważ nie mieliśmy własnych dzieci, nie mieliśmy też doświadczenia. A tu od razu siedmiolatek, który nie chciał nas zaakceptować. Ale dzień po dniu, rok po roku zaprzyjaźniliśmy się z nim, a on z nami. Z ojcem często jeździł na ryby. Ze mną uwielbiał rysować. Marzył o tym, żeby zostać artystą.
Kiedy wszedł w okres dojrzewania, wybryki Wojtka stały się poważniejsze. Zachowywał się niegrzecznie wobec nauczycieli, ciągnął dziewczyny za warkocze, zaczął wagarować.
Staraliśmy się jak najwyraźniej powiedzieć mu, co można robić, a co jest surowo zabronione. Ale czy nastolatki kogoś słuchają?
Wraz z trudnym wiekiem przyszła potrzeba określenia własnej tożsamości. Wojtek chciał odnaleźć swoich biologicznych rodziców. Nie przeszkadzało nam to. Ale nie wiedzieliśmy, jak to zrobić, bo takie informacje są poufne. Poszukiwaliśmy jego krewnych na różne sposoby, ale na próżno.
I zostawiliśmy tę sprawę.
Wojtek skończył liceum z całkiem dobrymi wynikami. Trzeba go było wysłać na studia. Wybór był oczywisty – chłopak marzył o studiowaniu historii. Rodzice poparli decyzję syna, a on dostał się na uniwersytet bez najmniejszego problemu. Wyprowadził się od rodziców do akademika.
Ponieważ był już pełnoletni, postanowił ponownie spróbować odnaleźć swoich biologicznych rodziców, tym razem na własną rękę. Wybrał się do domu dziecka, w którym się wychowywał. Miał nadzieję, że są tam jeszcze jakieś dokumenty. Na drżących nogach podszedł do drzwi dyrektora. Zapukał. Trudno, już nie było odwrotu.
Musiał poznać prawdę.
Na szczęście akta się zachowały, dostał na kartce adres mamy. Wojtek długo się wahał, czy powinien do niej iść – bo jednak go zostawiła – po co mu właściwie taka matka? Ale ciekawość, dlaczego to zrobiła, nie dawała mu spokoju. Postanowił – jadę!
Stoi na progu i wciąż się waha. Setki pytań w głowie. Które prysnęły, gdy tylko otworzyły się drzwi. Przed nim stała niepozorna, zwyczajna kobieta, którą miał nazywać MAMĄ.
No i oto stoi przed nim. Przez całe życie marzył tylko o tym, żeby ją zobaczyć.
– Dzień dobry, jestem pani synem – to wszystko, co Wojtek był w stanie powiedzieć.
Kobieta stała całkiem obojętnie – żadnej reakcji. Jakby wiedziała, że przyjdzie. Powiedziała tylko: „Cześć, wejdź”.
Ich rozmowa była sucha i o niczym. Wojtek dowiedział się tylko, że był jej piątym dzieckiem, rozstała się z jego ojcem, więc zaczęła pić. Jego zabrali do domu dziecka, bo był najmłodszy. Starsi zostali.
Wojtek nie mógł się pozbyć poczucia pustki w środku. Inaczej wyobrażał sobie to spotkanie. Jego matka nie zainteresowała się nawet tym, jak potoczyło się jego życie, jak dorastał – w końcu nie widzieli się od dziewiętnastu lat. Musiała mieć przecież jakieś pytania. Ale nie. Ich spotkanie nie trwało długo. Wymienili się numerami telefonów i Wojtek wyszedł.
W drodze do akademika zastanawiał się nad każdym słowem matki. Nie znalazł żadnego wyjaśnienia na to, co zrobiła. Ale jedno Wojtek wziął pod uwagę – jeszcze 4 dzieci. Musi poznać swoje rodzeństwo. Miał nadzieję, że poczują, że łączą ich więzy krwi i nawiążą braterskie relacje.
Zajął się tym od razu następnego dnia. Zadzwonił do matki, ale nie odebrała i nie oddzwoniła. Wieczorem po zajęciach postanowił ponownie ją odwiedzić.
Zapukał do drzwi, które tym razem otworzył jakiś facet – jak się okazało, jeden z braci Wojtka. Ale nawet nie zaprosił go do środka. Wygonił spod drzwi. Nie ma tu żadnych jego krewnych, a oni nie mają takiego brata.
Ziemia usunęła mu się spod nóg. Nie wiedział, dokąd iść, co teraz robić i jak żyć.
Przepełniał go ocean emocji. A potem Wojtek zdał sobie sprawę, że może się nimi podzielić tylko ze swoimi przybranymi rodzicami – którzy stali się jego prawdziwą rodziną. Tylko oni na całym świecie zawsze go słuchali, wspierali i pomagali mu – bez względu na to, jak było to dla nich trudne.
Poszedł do rodziców, a oni byli oszołomieni historią, którą im opowiedział. Ale nie mogli zrobić nic więcej, niż go przytulić i dać mu swoje wsparcie, jak zwykle.
Wojtek usiadł przy komputerze i po raz pierwszy w życiu nie włączył „strzelanki”, żeby się od wszystkiego oderwać. W końcu w jego duszy był spokój, a w głowie nie wirowały żadne zbędne myśli.
Tak, był w domu.
Usłyszał z kuchni – Synku, chodź jeść…
-
Ciekawostki1 rok ago
Przyszła synowa została u nas na noc. Rano odwiedziła nas moja siostrzenica i okazało się, że ona i narzeczona syna się znają. A następnego dnia przyjechała jego przyszła teściowa razem z córką i urządziły straszną awanturę. Z jakiegoś powodu moja siostrzenica powiedziała synowej, że ja i mój mąż nie będziemy im pomagać po ślubie i jeszcze że chcemy sprzedać samochód naszego syna. W rezultacie ślub się nie odbył
-
Ciekawostki2 lata ago
Brat przybiegł wcześnie rano, jak tylko dowiedział się, co zrobili rodzice
-
Rodzina3 lata ago
Obaj moi synowie są żonaci. Moje synowe diametralnie się od siebie różnią – jedna siedzi z telefonem na kanapie, a druga szykuje jedzenie dla wszystkich. Ilona mieszka z nami i nie chce jej się nic robić. Pewnego dnia nie mogłam się powstrzymać i ją zawstydziłam, mówiąc, że u niej zawsze jest brudno. Teraz nikt w domu ze mną nie rozmawia
-
Historie3 lata ago
„To u was można brać prysznic dłużej niż 30 minut?” – usłyszałam od koleżanki, która mieszka w Niemczech