Connect with us

Życie

Rodzice złamali mi życie, ale teraz, jak to się mówi, nie da się odzyskać straconego czasu

Byłam jedynym dzieckiem moich rodziców. Mieszkaliśmy w mieście, mieliśmy duże mieszkanie, które mój ojciec dostał z pracy. Był zawodowym żołnierzem, a wtedy wojsko dawało swoim pracownikom mieszkania. Moja mama nigdzie nie pracowała, zajmowała się mną i domem. Ojciec był bardzo surowy. W domu wprowadzał wojskowy dryl. Jedyne, co robił, to wydawał rozkazy mi i mamie, która milczała i zgadzała się na wszystko, cokolwiek powiedział.

Po maturze dostałam się na medycynę, ale nadal mieszkałam z rodzicami, bo chcieli mieć wszystko pod kontrolą. Słowo mojego ojca w domu było święte i nikt nie ośmielał się go podważać.

Na czwartym roku los sprawił mi prezent – poznałam Rafała. Był starszy ode mnie o dwa lata i już skończył naszą uczelnię. Dla nas obojga to była pierwsza miłość i naprawdę wszystko było jak w bajce. Bałam się jednak powiedzieć rodzicom, że mam chłopaka. Wiedziałam, że im się to nie spodoba. Ojciec zawsze widział u mego boku męża oficera, najlepiej wysokiego rangą.

Spotykaliśmy się z Rafałem mniej więcej przez rok, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Pamiętam, jak płakałam wtedy na ławce w parku, bardzo się bałam i nie wiedziałam, co będzie dalej. Rafał mnie wtedy pocieszał i mówił, że wszystko będzie dobrze, weźmiemy ślub i zamieszkamy z jego rodzicami na wsi. Nie moglibyśmy wtedy wynająć mieszkania w mieście, bo nie było nas na to stać.

Tego wieczoru mój chłopak zaproponował, żebyśmy poszli do moich rodziców, żeby mógł oficjalnie poprosić ich o moją rękę. Oczywiście bałam się, ale nie było innego wyjścia. Kupiliśmy kwiaty dla mamy i poszliśmy. Rodzice byli zszokowani takimi wiadomościami. A oczy ojca aż zapłonęły gniewem ze złości, zaczął krzyczeć, po czym po prostu złapał Rafała za kołnierz i wyrzucił go z mieszkania. Zamknęli mnie wtedy w moim pokoju, jak małą dziewczynkę. Słyszałam przez drzwi, jak ojciec krzyczał i groził, że zniszczy mojego chłopaka i jego dziecko we mnie. Tak. Naprawdę. Powiedział, że „nie potrzebujemy w rodzinie takiej krwi”.

Dwa dni później wyjechaliśmy z rodzicami do innego miasta. Ojciec szybko załatwił sobie przeniesienie do innej jednostki, spakował wszystkie nasze rzeczy i ruszyliśmy. Surowo zabroniono mi gdzieś chodzić i cokolwiek mówić. Posłuchałam rodziców. Jeżeli chodzi o moją ciążę, to straciłam dziecko, jak powiedział wtedy lekarz, z powodu dużego stresu. Rodzice wcale się tym nie zmartwili. Wręcz przeciwnie, cieszyli się, że problem sam zniknął.

Jakieś pół roku później jednak zdecydowałam się napisać list do mojego Rafała. Ale nie odpowiedział. Napisałam do naszych wspólnych znajomych, zapytałam o niego. Ale odpowiedź mnie zmartwiła – zgłosił się na ochotnika do wojska, pojechał gdzieś na misję. Ta wiadomość kompletnie mnie wtedy psychicznie zmiażdżyła. Wiedziałam, że to przeze mnie podjął taką decyzję. Mniej więcej rok później zginął, też się o tym dowiedziałam od znajomych.

Te wszystkie wydarzenia tak bardzo na mnie wpłynęły, że zrobiłam się bardzo zamknięta w sobie. Nie żyłam, tylko starałam się przetrwać kolejne dni i lata. Przesiedziałam je w samotności. Moi rodzice zmarli, gdy miałam 35 lat, zostałam sama w ich mieszkaniu. Oczywiście chodziłam do pracy, ale to wszystko. Nie chciałam z nikim rozmawiać, poznawać żadnych mężczyzn, wychodzić do ludzi – tak dożyłam do emerytury.

Siedzę teraz w domu sama z kotem i wciąż myślę o tym, jak dobrze byłoby cofnąć czas… Żałuję, że zabrałam wtedy mojego Rafała na to spotkanie z rodzicami. Trzeba było od nich uciec. Może wtedy opiekowałabym się teraz moimi wnukami, a nie kotem. Co z tego, nie odzyskam przecież straconego czasu…

Trending