Connect with us

Historie

Przyjaźniłam się z prawdziwą księżniczką.

Zawsze podziwiałam ludzi o wysokim poczuciu własnej wartości lub tych, którzy przynajmniej stwarzali takie pozory. Moja skromność i brak pewności siebie, często mi przeszkadzały i utrudniały życie, a wszystko, co mogłam, to zazdrościć innym, którzy nie mieli takich blokad jak ja.

Nie znosiłam jednak ludzi, którzy nic sobą nie reprezentują, ale zadzierają nos ponad głowę. Z takimi ludźmi miałam styczność od szkolnych lat. Odpisywali na klasówkach i innych pracach kontrolnych, a potem byli dumni ze swoich ocen, lub zachowywali się tak, jakby wszyscy byli im coś winni, począwszy od kolegów z klasy po nauczycieli.

Podczas studiów nic się nie zmieniło. Miałam koleżankę w grupie, nazywaliśmy ją księżniczką, ponieważ tak się zachowywała. Tylko „księżniczka” wcale nie oznacza, że była delikatna, inteligentna i uprzejma, jak księżniczki w bajce. Była kapryśna, zazdrosna i roszczeniowa.

Nie wiem, jak to się stało, ale się zaprzyjaźniłyśmy. Po bliższym poznaniu okazała się dziewczyną bardzo zabawną, wesołą, a na wszystkie jej „królewskie” słowa dotyczące jej osoby przestałam zwracać uwagę. Księżniczka miała wszystko „najlepsze” – wyniki w nauce, ubrania, makijaż, umiejętności fotograficzne i tak mogłabym wymieniać jeszcze długo. Zawsze potrzebowała pochwały swojej osoby, a mnie było jej żal. Być może był to przejaw syndromu „niedojrzałego dziecka”.

Jeśli chodzi o naukę, nie pozostawałam za nią w tyle. Obie osiągałyśmy najwyższe wyniki.

Obie też, w ramach wyróżnienia, zostałyśmy wysłane na jedną z konferencji naukowych, gdzie miałyśmy przedstawić nasze badania i raporty. Tematy były udostępnione z dużym wyprzedzeniem, więc miałyśmy dużo czasu na przygotowanie się.

Księżniczka dostała temat, który przerabialiśmy na wykładach, a mój temat wymagał dodatkowych opracowań. Nie przejmowałam się tym i zabrałam się do pracy. Przygotowanie tego materiału było dla mnie interesującym wyzwaniem.

Odczyt wygłosiłam pierwsza. Muszę przyznać, że stresowałam się, bo rozpoczynałam konferencję i wszystko mnie przerażało. Miałam nagrania, zrobiłam świetną prezentację, więc uważałam, że wypadłam nie najgorzej. Potem nadszedł czas na księżniczkę. Nie wiem, co się z nią stało, ale nawet nie spojrzała na profesorów. Czytała wszystko z kartki, mówiąc bardzo cicho i niewyraźnie.

Kiedy skończyła i wróciła na swoje miejsce, usłyszałam od niej, że jest bardzo zadowolona z siebie, jej prezentacja była świetna, mówiła pewnie, choć była trochę zdenerwowana. Oczywiście, nie przekonywałam jej o tym, że było inaczej.

Wyniki zostały opublikowane kilka dni później. Zajęłam pierwsze miejsce, ona nie. Byłam z siebie dumna, był to mój pierwszy, wielki sukces na Uniwersytecie.

Wiecie, co usłyszałam od księżniczki, która była moją przyjaciółką? Powiedziała, że na pewno by wygrała, gdyby miała taki temat jak ja.

Nie usłyszałam od niej gratulacji ani jednego słowa pochwały. Nie rozumiem, co jej przeszkadzało w starannym, dokładnym przygotowaniu się do odczytu? Co więcej, temat nie był jej już obcy, bo przerabialiśmy go na zajęciach.

W ten sposób księżniczka, z koroną na głowie, ponownie pokazała swój charakterek. Postanowiłam, że nie będę jej w tym przeszkadzać. W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam.

Trending