Connect with us

Dzieci

Przygarnęłam wnuki, bo syn ich nie potrzebuje

Po śmierci synowej praktycznie wprowadziłam się do mojego syna Marka. Żal mi go było, dużo wycierpiał. I żal wnuków. Michał miał jedenaście lat, a Maciuś tylko siedem. Dzieci były jeszcze małe, więc robiłam wszystko, co tylko mogłam. Próbowałam zastąpić wnukom matkę.

Syn cały czas siedział w pracy – tak łatwiej mu było poradzić sobie z żałobą. A ja byłam w domu z dziećmi. Posprzątałam, ugotowałam. Odprowadzałam i odbierałam Michałka ze szkoły. A na weekendy wracałam do domu, bo mój mąż też mnie jednak potrzebował.

Tak żyliśmy przez trzy lata. Ja – na dwa domy. Musiałam zrezygnować z pracy, bo całkowicie poświęciłam się synowi i jego dzieciom.

Czas leczy rany. Zauważyłam, że Marek nie jest już aż tak smutny. Wieczorami zaczął gdzieś wychodzić. Pachniał później damskimi perfumami. Od śmierci synowej minęły trzy lata, więc cieszyłam się, że mój syn zaczął powoli odżywać.

Ale pewnego wieczoru syn wrócił nie sam.

Stała przy nim szczupła blondynka. Wymalowana, w podartych dżinsach i wydekoltowanej bluzce. Z wyglądu to jedna z takich dziewcząt, które matki na ostatnim miejscu chcą widzieć jako swoją synową.

– To jest Mariola, – syn przedstawił mi swoją towarzyszkę. – Spotykamy się od dwóch miesięcy i chcemy razem zamieszkać.

Co było robić? Następnego dnia spakowałam swoje rzeczy, robiąc miejsce dla mojej nowej synowej.

– Tylko dbaj o dzieci, – powiedziałam synowi, czekając na autobus. – Dla Marioli nie są rodziną…

To zdenerwowało Marka.

– Mariola, mamo, – syn nerwowo spojrzał na zegarek, – kocha moje dzieci. Jestem pewny, że ​​będzie dla nich dobrą matką. A teraz przepraszam, muszę lecieć, mam odebrać Mariolę z pracy.

Syn pocałował mnie i przebiegł przez ulicę.

Minęły kolejne dwa miesiące. Marek zadzwonił do mnie.

– Mamo, posłuchaj, – zaczął trochę nerwowo syn, – mam taką sprawę: czy mogę ci przywieźć dzieci?

Marek często przywoził do mnie moje wnuki, więc się ucieszyłam.

– Oczywiście! Na całe wakacje?

– Na zawsze, – odpowiedział Marek.

Wieczorem dzieci były już u mnie ze wszystkimi swoimi rzeczami. Byłam jednocześnie szczęśliwa i rozczarowana. Cieszę się, że będę mogła spędzać więcej czasu z moimi ukochanymi wnukami, ale jestem zawiedziona, że ​​nagle dla ojca stały się niepotrzebne.

– Rozumiesz, mamo, – syn spuścił oczy, – Mariola nie za bardzo chce, żebyśmy mieszkali wszyscy razem. Jest jej za ciężko. No i jest w ciąży. Dlatego… przepraszam… Jakoś tak…

Mój syn westchnął, a ja się rozpłakałam.

– To nic synku, wychowam chłopców… No, bo co zrobić?

Dzieci mieszkają ze mną od sześciu miesięcy. Podoba im się u nas, zostali dobrze przyjęci w nowej szkole. Razem z mężem staramy się dać im wszystko, czego potrzebują. Nie chcemy, żeby nasze wnuki czuły się jakkolwiek pokrzywdzone.

Syn czasem dzwoni, ale prawie nigdy nie przyjeżdża.

– Mariola nie może być długo sama, – przeprasza Marek.

– Rozumiem, synu, – mówię, przełykając łzy.

Trending