Dzieci
Och, kochanie, – otarła oczy rogiem chusteczki. – Ja bym nigdy w życiu nie prosiła. Ale…

Czasami ludzka bezduszność po prostu łamie mi serce. Nie, wszystko rozumiem – na tym świecie każdy żyje dla siebie, nikt nie ma głowy do problemów innych ludzi, no ale mimo wszystko! Istnieją pewne ogólne ludzkie zasady i prawa, o których nie myślimy, dopóki coś nieprzyjemnego nie dotknie nas albo naszych bliskich. Ale jak to mówią, zbierzesz to, co zasiałeś. Nigdy nie wiadomo, co kogo w życiu czeka, dlatego zawsze warto pozostać człowiekiem!
Wczoraj przechodziłam koło targu i zauważyłem kobietę, taką babcię, która prosiła o jałmużnę. Czasami można spotkać takich ludzi na ulicach i łączy ich jedno – niechlujny wygląd. A ta kobieta, ubrana była co prawda skromnie, ale schludnie. Chustka na głowie czyściutka, widać, że świeżo wyprana, ręce choć spierzchnięte z zimna, zadbane.
Nie mogłam się powstrzymać i podeszłam do niej. Chciałam jej dać 10 złotych, ale postanowiłam najpierw zapytać, co sprawiło, że ta babcia stoi przy wejściu na bazar i błaga o jałmużnę.
Oczy kobiety wypełniły się łzami.
– Och, kochanie, – otarła oczy rogiem chusteczki. – Ja bym nigdy w życiu nie prosiła. Ale…
Tutaj kobieta opowiedziała, że trzy dni temu przyjechała z innego województwa, żeby kupić w stolicy lekarstwa dla męża. Ale kiedy wychodziła z dworca, jacyś zręczni złodzieje rozcięli dno jej torebki i wyciągnęli z niej portfel, telefon i dokumenty.
– Nie mam tu ani żadnych znajomych, ani krewnych, – powiedziała ze smutkiem kobieta. – Nie znam na pamięć ani jednego numeru telefonu. Postanowiłam więc w ten sposób uzbierać pieniądze na bilet. Zbieram już trzeci dzień.
– A ile kosztuje bilet? – pytam.
– 48 złotych, – ze smutkiem odpowiada kobiecina. – A zebrałam tylko dwadzieścia sześć. No bo wydałam jeszcze złotówkę na bułkę, bardzo chciało mi się jeść.
Byłam tak poruszona tą historią, że bez chwili namysłu wzięłam taksówkę i pojechałam z kobietą na dworzec. Tam natychmiast kupiłam jej bilet i zabrałam ją do baru na dworcu, żeby ją nakarmić. Potem poszłyśmy do apteki i kupiłam jej mężowi lekarstwa, po które właściwie przyjechała do Warszawy.
– Proszę to jeszcze wziąć na wszelki wypadek, – wręczyłam kobiecie 50 złotych.
– Nie, no co też ty? – zaprotestowała babcia. – Nie mogę tego przyjąć.
– Proszę wziąć, – mówię. – W drodze mogą się na coś przydać.
– Daj mi swój numer, – powiedziała babcia wsiadając do pociągu.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie i jeszcze raz podziękowała za pomoc.
– Chciałabym ci oddać pieniądze, gdzie mam je wysłać? – zapytała kobieta.
Pomyślałam chwilę i odpowiedziałam.
– Nigdzie! Proszę je dać komuś, kto będzie w potrzebie.
Myślę, że tak właśnie powinien działać „łańcuszek szczęścia”.

-
Historie1 rok ago
Chłopak w autobusie dał lekcję matce z synem
-
Rodzina1 rok ago
Mam 64 lata, rok temu wróciłam z pracy we Włoszech i stwierdziłam, że mam dość. Byłam tam przez 12 lat, w tym czasie kupiłam mieszkania i córce, i synowi, a w swoim domu na wsi przeprowadziłam porządny remont. Wydawałoby się, że niczego mi już nie trzeba – tylko cieszyć się życiem, ale jest coś, co nie pozwala mi na pełną radość.
-
Rodzina1 rok ago
Córce kupili mieszkanie, a syn dostał działkę
-
Życie1 rok ago
Teściowa wyrzuciła nas z domu, a 15 lat później przyszła do wnuczki