Connect with us

Historie

Obcokrajowiec przyjechał w gości i był zachwycony naszym krajem

Zastanawiam się, kiedy wreszcie ludzie zrozumieją prawdę.

Na przykład, kiedy wszyscy w końcu zrozumieją, że życie w kraju i bycie w nim turystą – to dwie zupełnie różne rzeczy. Właściwie, kompletnie odwrotne.

I to nie jest kwestia hipokryzji czy udawania, kłamstwa czy odgrywania jakichś ról. Absolutnie nie, tak po prostu jest i to jest oczywiste. Turystę traktujemy jak gościa. Ale już emigranta przyjmujemy tak jakby do rodziny, staje się jednym z nas. Żeby poczuł, że należy do pewnej społeczności.

Zawsze tak jest. Sami często wyjeżdżamy za granicę i pod niebiosa wychwalamy ten kraj, który odwiedzamy. Dotyczy to zwłaszcza starszego pokolenia. Przynajmniej mnie się wydaje, że młodzi ludzie nie porównują się aż tak do innych.

O tym jest moja historia. Polska może dla kogoś wyglądać lepiej na tle innych europejskich krajów. Nawet,  jeżeli się dostrzega też wady.

Mamy szczęście, że mieszkamy w górach, a od niedawna można do nas dojechać drogą naprawdę najwyższej klasy. Mamy też normalne sklepy, czyli nie jest to aż taka dziura.

Wszystko wygląda naprawdę pięknie. A o gościnności naszych ludzi to już nawet nie ma co mówić. Wszystko jak powinno być. No i opowiem wam o naszym jednym gościu. Do sąsiadów przyjechał ich przyszły zięć. Ich córka studiowała w Anglii, dobrze sobie radziła. To taka mądra dziewczyna. Tam poznała rodowitego Anglika, Grega. Chciał odwiedzić jej ojczyznę przy okazji, jak Ela wracała do domu na wakacje.

Oczywiście wszyscy czekali na takiego wyjątkowego gościa. U nas na wsi rzadko się zdarza taka atrakcja. Zwykle ludzie się żenią tutaj, wśród swoich.

No, co najwyżej z miastowymi, ale na pewno z Polakami. Nie pamiętam, żeby komuś się trafił cudzoziemiec.

Jak to prawdziwa gospodyni, matka Eli nie spała przez całą noc. Gotowała i piekła, aż wypełniła całą lodówkę jedzeniem. Jednak następnego dnia powiedziała, że ​chyba nie wyszło tak smacznie, jak powinno.

Poza tym nie zdążyła przygotować wszystkiego, co chciała. Ale i tak obcokrajowiec prawie dostał zawału serca, bo stół aż się uginał. W Anglii nawet w Boże Narodzenie nie podają tylu potraw.

Drogi też mamy ładne, ludzie są gościnni, jedzenie smaczne, ciągle ktoś się nim zajmował. Zawieźli go do ośrodka narciarskiego, co prawda było lato, ale pojeździli na rowerach, a potem konno. Krótko mówiąc, bajka.

Przed powrotem do Anglii Greg kilka razy powtarzał: „Mówią, że Polska jest jeszcze w tyle. Ale to bzdury. Wszystko tu macie nie gorsze niż w Anglii, a do tego jeszcze jaka przyroda!” Widzicie? Oczywiście, gdyby tu mieszkał, to więcej by zrozumiał i  miałby takie same problemy, jak my wszyscy, ale i tak nie mamy się czego wstydzić. Możemy być nawet dumni.

Trending