Connect with us

Historie

Nie zaadoptowaliśmy dziewczynki i straciliśmy własne dzieci

Czasami albo dostajesz wszystko na raz, albo rezygnujesz z jednej rzeczy i tracisz całą resztę. Tak często się zdarza. Czasami sprawa jest zbyt bolesna, żeby zrzucić odpowiedzialność na zwykły zbieg okoliczności. Zwłaszcza jeżeli chodzi o macierzyństwo.

Moja żona i ja nie mogliśmy mieć dzieci. Byliśmy małżeństwem od 12 lat, ale jakoś się nie udawało. Oboje byliśmy przebadani, sprawdzaliśmy kwestie dziedziczności, wszystkich krewnych poprosiliśmy, żeby zrobili testy. Nikt nie znalazł przyczyny. Nie wiadomo było, dlaczego nie mamy dzieci. Żona zaczynała już wpadać w depresję, o wszystko obwiniała siebie. I nie można było jej wyprowadzić z tego stanu.

Zaproponowałem jej, że zaadoptujemy dziecko. Może to jest nasze zadanie na tym świecie, może to jest nasze przeznaczenie. Żona zgodziła się bez chwili wahania. Wszystko przedyskutowaliśmy i najpierw wzięliśmy do siebie na 2 tygodnie dziewczynkę, żeby się z nią lepiej poznać. Mała Oleńka była bardzo spokojnym i ślicznym dzieckiem. Byliśmy już bardzo szczęśliwi, bo udało nam się przywiązać do dziecka i nawiązać z nim dobrą relację.

Ale tydzień później moja żona bez większej nadziei kupiła kolejny test ciążowy. Po prostu niezbyt dobrze się czuła. Jak wielkie było jej zdziwienie, gdy test pokazał pozytywny wynik! Na początku nawet nie mogłem w to uwierzyć. Już wtedy zaczęliśmy się zastanawiać, co zrobić z Olą. Żona była już starsza. Z dwójką dzieci może jej być trudno.

Na pierwszym USG przestraszyliśmy się jeszcze bardziej. Powiedzieli, że będą bliźnięta. Wtedy oboje ostatecznie zdaliśmy sobie sprawę, że trójka dzieci na raz – to nie dla nas. Postanowiliśmy oddać Olę, chociaż to była bardzo trudna decyzja. Płakała, kiedy musiała się z nami pożegnać.

Ale jakoś sobie z tym poradziliśmy. Cały ten smutek zdominowała radość, że już niedługo będziemy mogli wziąć na ręce nasze własne dzieci.

Tydzień później żona źle się poczuła. Nie było mnie wtedy w domu. Kiedy nadjechała karetka i zabrała ją do szpitala, było już za późno. Pobiegłem tam, gdy tylko dowiedziałem się, co się stało, ale lekarze przekazali mi złe wieści. Straciliśmy nasze dzieci.

Bardzo trudno jest wytłumaczyć, przez co wtedy przeszliśmy. Co gorsza, Olę, po którą wróciliśmy, zabrała jakaś inna rodzina.

A moja żona i ja zostaliśmy z niczym. I z nikim.

Trending