Connect with us

Historie

Nie wolno krzywdzić psów! Historia Ami

“Daj to Ami” – Antek położył na stole stróża, pana Mirka, torbę pełną różnych przysmaków. Mężczyzna ze znużeniem otarł blade czoło: „Niech mi wybaczy.” Odwrócił się i wyszedł. A wieczorem Antek zmarł. Tę historię opowiedział mi znajomy mojej matki, pan Mirek, który wszystko widział na własne oczy. W naszym mieście jest strefa przemysłowa z różnymi zakładami. Jeden z budynków zajmowała hurtownia ciastek. Reszta to firmy zaopatrujące małe sklepy. Całego terenu pilnowało dwóch dozorców, hydraulik i elektryk.

No i jeszcze pies. Duży kundel, Ami, z oczami koloru jasnego, złocistego miodu i o niezwykłym spojrzeniu. Widziałam tego psa, kiedy patrzył na kogoś, od razu robiło mu się jakoś nieswojo. Wydawało się, że to człowiek uważnie na ciebie patrzy, a nie pies. Ami była bardzo mądra. Była niczyja, zgubiła się, przybłąkała i zapuściła tu korzenie. Kiedy stało się jasne, że pies zostaje, piekarze ustawili jej ciepłą budę, a w zimowe dni pozwalali jej leżeć pod ladą kasjera.

Piekarze uwielbiali Ami, a dyrektor firmy bardzo sobie cenił taką bezpłatną ochronę. I stróżom pomagała, i nikogo nie dopuszczała do samochodu z towarem. Na polecenie dyrektora całe jedzenie, które wieczorem zostawało w firmie, dostawała Ami.

Ale jednocześnie pies był solą w oku pracowników sąsiedniej firmy. Wszyscy, którzy tam pracowali, w mniejszym lub większym stopniu przeganiali Ami, chociaż przecież pilnowała na ich terenie. Dwie przyjaciółki, Ania i Alina, miały szczególne sukcesy w straszeniu Ami. Ta para potrafiła zgotować Ami prawdziwe piekło. Nękanie psa było źródłem ciągłych kłótni między piekarzami i innymi najemcami. Nawet dyrektor piekarni wybrał się do kierownika jednej z mniejszych hurtowni z prośbą, żeby wpłynął jakoś na swoich pracowników, żeby ci zostawili psa w spokoju. Ale bezskutecznie – prześladowania trwały. Piekarze próbowali znaleźć Ami dom, ale nikt nie potrzebował dorosłego psa.

Pewnego dnia Alina wyjątkowo dobrze się bawiła – mocno przytrzasnęła ogon Ami drzwiami. Piekarze przybiegli słysząc skowyt psa i zbesztali dziewczynę na czym świat stoi. I tak wyszła zadowolona z siebie. A kilka dni później Alina wspięła się na półkę, żeby sięgnąć po jakiś artykuł i spadła. Upadła bardzo nieszczęśliwie  – złamała kręgosłup. Werdykt lekarzy był jednoznaczny: Alina już nigdy nie będzie chodzić. Ale wtedy nikt nie wiązał tej sprawy z tym, że Alina krzywdziła Ami.

Później potoczyło się dalej. Jeden z kierowców nadepnął psu na tylną łapę, gdy ten przebiegał obok. Tego samego dnia mężczyzna miał drobny wypadek podczas transportu towaru. Nic mu się nie stało oprócz paru siniaków i zadrapań, ale złamał też kostkę. Długo można byłoby wymieniać drobne nieszczęścia, które zaczęły przytrafiać się pracownikom sąsiedzkich firm po tym, jak zrobili coś Ami. O dziwo, nikt nie łączył bólu psa z wypadkiem człowieka, dopóki nie wydarzyło się większe nieszczęście.

Mimo tragizmu tej historii, jej koniec jednak jest szczęśliwy – przynajmniej dla Ami. Znalazła dom. Hydraulik Wiesiek, który obsługiwał magazyny, umówił się z piekarzami, że weźmie psa. Niedawno kupił dom za miastem, a Ami bardzo mu się spodobała. Suczka bardzo szybko znalazła wspólny język z gospodynią i innymi zwierzętami, spała w oborze na sianie, a w ciągu dnia pilnowała kur. Pierwszej nocy, kiedy Ami poszła do nowego domu,  złodzieje włamali się do sąsiedniej firmy i rozkradli część wyposażenia. Następnego dnia żaden samochód nie wyjechał w trasę.

Trending