Connect with us

Życie

Na parapetówce rodzice dali nam w prezencie kluczyki do swojego starego samochodu. Zrobili to przy wszystkich gościach i tak dumnie, jakby zapomnieli, że nie dostaliśmy tego samochodu za darmo, tylko go od nich kupiliśmy.

W tym momencie byłem tak zdezorientowany, że udawałem, że to naprawdę jest prezent. Nie chciałem urządzać w domu żadnych scen. Wszyscy nam gratulowali i mówili, jakie to szczęście, że mamy takich rodziców.

– Tomek, nigdy nie myślałam, że wychowam tak niewdzięcznego syna. To ja nie dosypiałam w nocy, nie dojadałam, żeby się tobą opiekować, a ty tak mnie traktujesz. Nie dość, że ożeniłeś się z Iwoną, chociaż byłam temu przeciwna, to jeszcze ona stała się dla ciebie ważniejsza niż rodzona matka. Wstyd mi za ciebie przed ludźmi.

Tymi słowami przywitała mnie moja mama w niedzielny poranek. A wszystko dlatego, że nie pojechałem z nią wczoraj na działkę, żeby spędzić tam cały dzień. To nic, że miałem sprawy, które wcześniej zaplanowałem i nie mogłem ich odwołać. Moja mama uważa, że ​​gdy tylko do mnie zadzwoni, powinienem natychmiast lecieć i rzucić wszystko inne. Co innego, gdyby to było coś ważnego, ale kopanie grządek może poczekać kilka dni.

Szczególnie często mama mnie wykorzystuje od tego czasu, jak sprzedali mi z ojcem samochód. Chociaż przedstawili to tak, jakby dali nam go w prezencie. Urządziliśmy parapetówkę, na którą zaprosiliśmy naszych krewnych i znajomych, a na imprezie rodzice wręczyli nam kluczyki do samochodu z napisem: „Od nas dla Was”. Wszyscy przy stole myśleli, że to prezent. Ale to nieprawda. Kupiliśmy to auto od ojca. Najpierw zapłaciliśmy większą część kwoty, a resztę mieliśmy oddać w ciągu kilku miesięcy. Nie zarobiliśmy jeszcze na nowy samochód, dopiero co spłaciliśmy kredyt na mieszkanie, a rodzice i tak od dawna planowali sobie kupić coś innego.

Problem polegał jednak na tym, że ojciec nie kupił jeszcze nowego samochodu, a tamten już nam oddał. Musiałem więc wozić rodziców tam, gdzie chcieli i kiedy chcieli. Z tym, że to miała być pomoc, a nie obowiązek. I tak im powiedziałem – że pomogę, kiedy tylko to będzie możliwe. Ale mama uznała, że jestem ich osobistym kierowcą i niemal codziennie terroryzowała mnie telefonami i rozkazami: zawieź mnie na targ, do cioci Marysi, na działkę, do urzędu i tak dalej. Na początku znosiłem to cierpliwie, ale w końcu nie wytrzymałem. Najgorsze było to, że mama nie tyle prosiła, co kazała. I nie pytała przy tym, czy mam jakieś sprawy, czy nie będę przypadkiem w pracy i czy w ogóle chcę. Nie, dzwoniła i generalskim tonem po prostu wskazywała, gdzie i kiedy mam się udać. A kiedy próbowałem zaprotestować, odpowiadała:

– To my z tatą daliśmy ci samochód, a ty nie chcesz nam pomóc. Gdyby nie my, to chodziłbyś na piechotę. To Iwona cię namówiła, żebyś się odwrócił od własnych rodziców. Gdybym wiedziała, że tak będzie, w życiu nie zgodziłabym się na ten ślub.

Argument, że my jednak kupiliśmy od nich ten samochód, nie działał. Moja mama uznała, że ​​zrobili dobry uczynek, a ja teraz zawdzięczam im wręcz życie. Nie cieszę się wcale, że kupiłem samochód od rodziców – więcej z nimi problemów niż z obcymi. To kolejny dowód na to, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu.

Nawet mój ojciec czasami pozwala sobie na zbyt wiele. Kiedyś wziął mój samochód bez pozwolenia. Jak się okazało, zostawił sobie jeden kluczyk i pojechał gdzieś w swoich sprawach. Spóźniłem się przez to do pracy i cały dzień musiałem jeździć po mieście taksówką. A kiedy ojciec oddał samochód, też się na mnie obraził – że odważyłem się do niego zadzwonić i mieć jakieś pretensje. Uważa, że ​​nadal ma prawo jeździć tym autem, kiedy chce i gdzie chce.

A już najbardziej zirytowała mnie sytuacja, kiedy mama obiecała swoim sąsiadom, że zawiozę ich do innego miasta. Powiedziała, że to dla mnie żaden problem, a oni zaoszczędzą, bo nie wezmę od nich żadnych pieniędzy. Kiedy odmówiłem, moja mama zażądała wyjaśnień. Powiedziała, że ​​stawiam ją w bardzo złym świetle i teraz wstydzi się spojrzeć tym ludziom w oczy.

Wtedy zdałem sobie sprawę, że tak już dłużej być nie może. Pożyczyłem pewną kwotę od znajomych, oddałem rodzicom całą resztę pieniędzy, które byłem im winien i powiedziałem:

– Od dzisiaj nie spodziewajcie się już, że będę spełniał wasze zachcianki. Jeżeli teraz będziecie chcieli gdzieś jechać, musicie mnie o tym uprzedzić tydzień wcześniej. Jeżeli nie, to poszukajcie sobie innego transportu. Ja mam już dość usługiwania. Nie będę słuchał, że niby wyświadczyliście mi przysługę, sprzedając nam ten samochód.

Po tej rozmowie nie odzywaliśmy się do siebie prawie przez miesiąc. Martwiłem się, że trochę przesadziłem, ale nie miałem zamiaru się wycofywać. Moja matka – obrażona – wylewała łzy, ale nie kłóciła się. Może już zrozumiała, że nie postępowała najlepiej. Nie wiem, czy dobrze zrobiłem, może mogłem jeszcze znaleźć w sobie trochę cierpliwości?

Trending