Connect with us

Życie

Mama zadzwoniła, żeby się pogodzić. Okazało się, że to ze względu na mieszkanie

Sąd… Rozprawy… Rozwód… Życie potoczyło mi się tak, że jestem teraz wolną kobietą z dwuletnim dzieckiem. Mój mąż i ja poznaliśmy się w szkole. Uczyliśmy się w równoległych klasach. Wielu z uczniów poszło później na studia. My byliśmy na tym samym roku. Zaczęliśmy się spotykać. A po studiach od razu się pobraliśmy. Byliśmy młodzi, pełni emocji. Życie małżeńskie jednak bardzo różniło się od randek. Mieszkaliśmy z rodzicami. Trochę z moimi, trochę z jego. Ale nie mogliśmy się do tego przyzwyczaić. Wieczne wyrzuty, pretensje, kłótnie – to wszystko zniszczyło naszą rodzinę.

Moja rodzina nie wspierała mnie podczas rozwodu. Mówili, że mogłam jeszcze trochę wytrzymać. Ale ja ostatecznie zdecydowałam, że nie chcę już tak żyć. A mój mąż nie zrobił nic, żeby cokolwiek zmienić na lepsze.

Rok po rozwodzie poznałam pewnego mężczyznę. Były randki, kwiaty, prezenty. A sześć miesięcy później moja córka i ja przeprowadziłyśmy się do jego mieszkania. Moi krewni kategorycznie sprzeciwiali się temu związkowi, nie chcieli nawet poznać mojego nowego partnera.

Zabronili mi przyprowadzać go do domu.

Pewnego wieczoru odebrałam telefon od mamy. Na pierwszy rzut oka to była bardzo zwyczajna rozmowa.

Nagle mama zaprasza mnie razem z moim partnerem do nich na weekend. Musi z nami poważnie porozmawiać. A chodziło o to, żebyśmy wszyscy zameldowali się w jej mieszkaniu. W okolicy budują nowy blok, stary pójdzie do rozbiórki i dotychczasowi mieszkańcy dostaną mieszkania w tym nowym. I uwaga – im więcej osób zameldowanych, tym większa będzie powierzchnia nowego mieszkania. Czy mieszkanie jest dla mojej mamy ważniejsze niż szczęście córki?

Trending