Historie
Mam starszą siostrę, od której ciągle słyszałam, że wszyscy ludzie, którzy uczą dzieci, nie wiedzą, jak z nimi rozmawiać.

„Już nie mogę wytrzymać tych ich krzyków! Dlaczego nauczyciele uważają, że mamy cierpliwie znosić to, jak znęcają się nad dziećmi? To chyba coś nie tak, nie wiem, czy w ogóle można im jakoś dogodzić? – Płacząc, moja siostra Iwona mówiła do mamy. – A ty posłuchaj, Aniu, i zapamiętaj: nauczycieli nigdy nie zadowolisz, bo zawsze coś im się nie będzie podobało, bez względu na to, ile pracy w to włożysz; zawsze będziesz umiała za mało, obojętnie, jak pilnie się uczysz…” – Iwona nie dokończyła, bo mama jej przerwała.
– Dość tego! Przestań mi straszyć dziecko. Dlaczego się awanturujesz? Po co opowiadasz takie bzdury?
– Bzdury? Proszę, – wskazała na otwarty zeszyt na stole, – tutaj! Do cholery! Pomyliłam się tylko dwa razy, a ona powiedziała, że z takimi wynikami zostanę na drugi rok w klasie, – głośno płakała moja siostra. – Ta polonistka jest po prostu okropna! Nie będę chodzić na jej lekcje!
Iwona płakała jak bóbr, a ja na to wszystko patrzyłam i bałam się tego dnia, kiedy będę musiała iść do szkoły, w której okropni nauczyciele doprowadzają dzieci do łez z powodu jakichś błędów w zeszycie.
Kiedy nadszedł ten dzień – 1. września, szłam do szkoły ze spoconymi rękami i rozpalonym czołem. „Ci źli nauczyciele będą się złościć, krzyczeć na mnie. Jeszcze słabo czytam, a literki piszę trochę krzywo. Boję się. Boję się. Boję się,” – takie myśli towarzyszyły mi przez całą drogę do szkoły. Wieczór, kiedy moja najukochańsza siostra Iwona płakała siedząc nad zeszytem, na zawsze utkwił mi w pamięci.
Ale, o dziwo, nauczycielka, która była moją wychowawczynią w pierwszej klasie, okazała się po prostu wspaniała. Szczerze uśmiechała się do wszystkich dzieci, rozmawiała z nami, mówiła, że bardzo nam się tu spodoba, chociaż zupełnie nie chciało mi się w to wierzyć.
Ku mojemu zaskoczeniu, każda lekcja z nią mijała bardzo przyjemnie. Rozumiałam wszystko i dobrze pamiętałam, co nauczycielka powiedziała na zajęciach. Wciąż wspierała nas, swoich uczniów i powtarzała materiał, którego nie rozumieliśmy zbyt dobrze.
Na dodatek nigdy nie widziałam, żeby nasza pani Paulinka była zdenerwowana albo smutna. Uśmiech nigdy nie schodził jej z twarzy. Dzięki niej byłam dumna z siebie i swoich osiągnięć, ponieważ słyszałam od niej pochwały po dziesięć razy dziennie. Często traktowała mnie nawet lepiej niż własna mama.
Pani Paulina była nauczycielką z powołania. Nie wiem, czy ktoś nadawałby się do tego zawodu lepiej niż ona. Wszyscy uczniowie ją uwielbiali, a moja siostra nie mogła uwierzyć, że wychowawczyni naprawdę może być taka.
Pani Paulina uczyła nas tylko od pierwszej do trzeciej klasy, a potem mieliśmy inną wychowawczynię. Ale nigdy nie zapomniałam mojej pierwszej nauczycielki. Po swoich lekcjach szłam czasem do jej sali, żeby zapytać o jej nowych uczniów, a ona nie miała nic przeciwko takim odwiedzinom. Zawsze czymś mnie poczęstowała, pytała o moje oceny…
Nawet kiedy skończyłam szkołę, to z nią najpierw chciałam się pożegnać, a nie z nauczycielami, którzy uczyli mnie później i dłużej.
Przywiązała do siebie wszystkich swoich uczniów nitką miłości i dobroci, którą „wyszyła” serce każdego z nas.
Teraz mam 30 lat i kiedy moje dzieci poszły do szkoły, miałam nadzieję, że spotkają na swojej drodze panią Paulinę. I wiecie, że rzeczywiście tak się stało? Niesamowicie się ucieszyłam, kiedy mój syn Wiktor trafił właśnie do klasy tej wspaniałej nauczycielki.
Obiecałam mu, że nauka będzie łatwa i przyjemna, bo pani Paulina tak dobrze tłumaczy! Kocha swoich uczniów, a to bardzo ważne. W naszych czasach jest tak mało osób, które potrafią oddać się całkowicie swojej pracy. Nie ma wielu ludzi, którzy kochają dzieci, spędzają z nimi czas i nie złoszczą się, nawet kiedy czasami są trochę niegrzeczne.
Pierwszego września, kiedy mój syn szedł do szkoły, kupiłam ogromny bukiet i wręczyłam go pani Paulinie. Rozpoznała mnie natychmiast i obie popłakałyśmy się ze wzruszenia. Jestem jej ogromnie wdzięczna za wszystko, czego mnie nauczyła i za to, ile we mnie zainwestowała!

-
Historie2 lata ago
Chłopak w autobusie dał lekcję matce z synem
-
Rodzina2 lata ago
Mam 64 lata, rok temu wróciłam z pracy we Włoszech i stwierdziłam, że mam dość. Byłam tam przez 12 lat, w tym czasie kupiłam mieszkania i córce, i synowi, a w swoim domu na wsi przeprowadziłam porządny remont. Wydawałoby się, że niczego mi już nie trzeba – tylko cieszyć się życiem, ale jest coś, co nie pozwala mi na pełną radość.
-
Rodzina2 lata ago
Córce kupili mieszkanie, a syn dostał działkę
-
Życie2 lata ago
Teściowa wyrzuciła nas z domu, a 15 lat później przyszła do wnuczki