Connect with us

Rodzina

Mam dużą rodzinę: jedną siostrę i trzech braci, wszyscy mieszkają niedaleko. Zawsze dbałam o moich bliskich, wspierałam w trudnych chwilach, pomagałam finansowo i nie oczekiwałam niczego w zamian, ale podejście mojej siostry do mnie bardzo mnie zaskoczyło, bo mieszkając na wsi i mając duże gospodarstwo, sprzedawała mi jedzenie

Zawsze byłam bardzo przywiązana do mojej rodziny. Od dzieciństwa uczono mnie, że zawsze powinnam pomagać krewnym i przyjaciołom, dzielić się z nimi ostatnim kawałkiem chleba i poświęcać się dla nich. Więc kiedy byłam młodsza, zrezygnowałam z myśli o studiach tylko po to, żeby pomóc rodzeństwu.

Wszyscy zawsze zwracali się do mnie, gdy potrzebowali pomocy: kiedy trzeba było posiedzieć z dziećmi, zająć się domem, przygotować i wysłać wałówkę bratu do innego miasta, w którym studiował… Zostałam więc bez wykształcenia, ale za to z dobrymi relacjami między nami, krewnymi.

Wkrótce wyszłam za mąż, przeprowadziłam się ze wsi do miasta i urodziłam dwójkę cudownych dzieci. Mój mąż był wspaniałym człowiekiem dopóki nie zaczął pić i nie umarł. W tym czasie mój syn i córka byli już całkiem dorośli, więc zostałam sama. Dzieci odwiedzały mnie, zabierały do siebie na święta, dawały pieniądze, kiedy czegoś potrzebowałam.

Wszyscy moi krewni mieszkali na wsi, ale najczęściej miałam kontakt z moją siostrą Zosią. Przyjeżdżałam do niej, żeby pomóc przy dzieciach, kiedy były młodsze, a później, jak już podrosły, zaczęłam do niej jeździć, żeby pomagać w gospodarstwie. Nie było chyba roku, żeby kopała ziemniaki bez mojej pomocy. Poza tym nigdy jej o nic nie prosiłam, bo sama mogłam sobie wszystko kupić. Nawet przeciwnie, przywoziłam moim siostrzeńcom różne słodycze i wędliny, których na wsi nie mieli.

Sama Zosia proponowała, żebym wzięła sobie trochę marchewki i ziemniaków. Chowała też zwierzęta: krowy, prosięta, króliki, kury i kaczki. Całe podwórko było ich pełne. Ale moja siostra zawsze zabierała wszystko na targ, na sprzedaż. Warzywa tak, proszę bardzo, ale nigdy nie zaproponowała, żebym wzięła mięso. To było dla mnie trochę obraźliwe, bo ja zawsze starałam się jej przywieźć jak najwięcej, żeby zjedli coś smacznego, a ona nic.

Ale ostatnio zadzwoniłam do siostry i poprosiłam ją, żeby dała mi przez znajomą parę kurczaków. W sklepie nie wiadomo, co za mięso sprzedają, tyle się teraz słyszy. Mówię więc do niej: „Chodź się wymienimy, ty mi dasz dwa kurczaki, a ja ci dam tę dobrą kiełbasę i trochę słodyczy. Chyba, że czegoś innego potrzebujesz, to mów śmiało!” Zosia zgodziła się, dała mi to, o co prosiłam, a ja dałam jej to, co obiecałam. A potem dzwoni telefon i siostra pyta, czy dała mi dobre kurczaki. A ja jej na to: „Oczywiście, że dobre – takie wiejskie najlepsze!”. I wtedy w odpowiedzi usłyszałam coś, co mnie po prostu zszokowało: „W takim razie zapłać mi za nie za sklepową cenę. Wystarczy 40 złotych za jednego!”

Czyli Zosia zawsze prosi mnie, żebym jej coś dała, albo kiełbasę, albo poszewki na poduszki, raz nawet przywiozłam jej rower dla wnuka, i to wszystko tak po prostu, bez pieniędzy, a ona żałuje mi kurczaków? To był dla mnie taki szok, że długo nie mogłam dojść do siebie. Rodzice wychowywali nas tak samo, ją mama tak samo uczyła, że ​​nigdy nie można niczego żałować rodzinie, a teraz moja siostra każe mi płacić za dwa kurczaki, chociaż produkty, które jej dałam też tyle mniej więcej kosztują.

Od tego czasu dawno już u niej nie byłam, nie dzwoniłam, może nawet nie rozumie dlaczego… Ostatnio zadzwoniła. „Będziemy bili świnię za trzy dni. Mogę dać ci trochę schabu po sklepowej cenie,” mówi, „a ty możesz dać nam jakieś czekolady, będę miała dla wnuków”. Nie ponegocjowałyśmy, bo się rozłączyłam. Nie chcę nic więcej słyszeć ani o jej mięsie, ani w ogóle o mojej siostrze. W rodzinie tak się nie robi…

Trending