Connect with us

Rodzina

Kilka lat temu przeprowadziliśmy się z żoną do miasta. Na początku mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu, ale udało nam się sprzedać dom na wsi i zaciągnąć kredyt na własne. Kiedy żona urodziła drugie dziecko, jej mama uznała, że ​​ona też powinna mieszkać w mieście i że idealną opcją będzie zamieszkanie razem z nami.

Oboje urodziliśmy się i wychowaliśmy na wsi. Po studiach tam wróciliśmy, ale po kilku latach w mieście zdaliśmy sobie sprawę, że nie chcemy już mieszkać na wsi. Pomału zaczęliśmy przygotowywać się do przeprowadzki. Po roku mieszkaliśmy już w naszym pierwszym wynajętym mieszkaniu, które znajdowało się obok pracy mojej żony. Ja też miałem blisko, 20 minut na piechotę.

Naprawdę bardziej podobało nam się życie w mieście, więc zdecydowaliśmy się sprzedać dom po mojej babci, w którym mieszkaliśmy na wsi, wpłacić zadatek i wziąć kredyt na mieszkanie. Wszystko potoczyło się zgodnie z planem, a nawet lepiej. Dom sprzedaliśmy drożej niż planowaliśmy i byliśmy w stanie wpłacić ponad połowę kwoty za mieszkanie.

Żyliśmy sobie i pracowaliśmy spokojnie, nawet kiedy na świat przyszło nasze pierwsze dziecko. Żona dostała pozwolenie na pracę z domu, więc nasze zarobki nie ucierpiały. Tylko od czasu do czasu wynajmowaliśmy nianię, żeby wyjść gdzieś we dwoje i odpocząć. Dlatego kiedy żona zaszła w drugą ciążę, nie baliśmy się już niczego i wiedzieliśmy, że razem sobie poradzimy, a w razie czego pomoże nam niania.

Ale nagle mama mojej żony przypomniała sobie o nas i swoich wnukach i uznała, że ​​ona też powinna przeprowadzić się do miasta. Nie mieliśmy nic przeciwko temu, ale to było dla nas niezrozumiałe. Ona jako pierwsza odradzała nam przeprowadzkę, mówiąc, że w mieście nie ma czym oddychać i nie ma tam żadnych mieszkań, tylko małe pudełka. Ni stąd, ni zowąd zdecydowała, że ​​musi jednak przeprowadzić się do miasta. Powiedziała, że ​​już znalazła kupców na dom, ale zaproponowali jej niezbyt dużą kwotę, więc zamieszka z nami. Później się zobaczy, może sprzedamy nasze mieszkanie, dołożymy jej pieniądze za dom i przeniesiemy się do czegoś większego.

Czy trzeba mówić, że nie byłem zachwycony takim pomysłem? To nie tak, że nie lubię swojej teściowej. Jest miłą i opiekuńczą kobietą, może nawet za bardzo. Ale co innego spotykać się czasem od święta, odwiedzać się, a co innego razem mieszkać. A żona, jak się wydawało, nawet zaczęła się wahać, bo myślała, że ​​przyda nam się pomoc przy dzieciach. Ja jednak nie byłem gotowy na taką zmianę.

Najwidoczniej moja żona powiedziała o tym matce, bo ta zadzwoniła do mnie i zapytała, czy wszystko u nas w porządku. Dlaczego jestem tak przeciwny jej przeprowadzce? No nie wiem, nawet niech się wprowadzi po sąsiedzku, jestem nawet gotów płacić jej za czynsz, ale nie wyobrażam sobie przebywania razem, w jednym mieszkaniu, przez całą dobę. Myślę też nad tym, żeby wziąć kredyt na mieszkanie dla teściowej, bo nasze już prawie spłaciliśmy. Zawsze to będzie na przyszłość, dla dzieci. Omówię tę opcję z żoną i teściową, może się zgodzą.

Marek, 28 lat

Trending