Connect with us

Dzieci

Jedyny syn nie zaprosił nas na wesele

Oboje z mężem pochodzimy ze wsi. Mamy własne gospodarstwo, z którego żyjemy. Teraz modne jest nazywać takich ludzi farmerami. Ale nigdy specjalnie nie przejmowaliśmy się tym, jak nas nazywają. Najważniejsze, żeby ludzie kupowali u nas ser, mleko i warzywa. Nie mogę powiedzieć, że źle zarabiamy – w dobrych latach udawało nam się nawet sporo odłożyć.

Nie martwiliśmy się jednak za bardzo o to, żeby poprawić warunki naszego życia – mieszkamy w starym i częściowo wyremontowanym domu, bo nie udaje nam się go dokończyć. Nasz samochód jest stary, ma ponad dziesięć lat. Nie kupujemy sobie jakichś ładnych ubrań, bo gdzie je byśmy mieli nosić? Cały czas jesteśmy w polu albo przy zwierzętach. Słowem, jesteśmy prostymi rolnikami. Razem z mężem odkładaliśmy wszystkie zarobione pieniądze, żeby nasz jedyny syn Mateusz nie musiał sobie niczego odmawiać.

Dla naszego syna nigdy nie żałowaliśmy pieniędzy. Jako pierwszy w wiosce miał komputer. Zawsze ubrany jak spod igły. Każdy smartfon, jaki tylko chciał mieć syn, od razu jechaliśmy do miasta kupić – jak moglibyśmy odmówić dziecku?

Kiedy Mateusz skończył osiemnaście lat, mój mąż zdecydował, że jego syn powinien mieć własny samochód. Mieliśmy pieniądze, więc jak tylko syn zdał egzaminy na prawo jazdy, kupiliśmy mu samochód. Nikt w naszej wiosce takiego nie miał. Oczywiście, nasz Mateusz był jedną z najlepszych partii nie tylko w naszej, ale i w okolicznych wioskach.

Ale mój syn pojechał do stolicy na studia. Oczywiście, to my go przez ten cały czas utrzymywaliśmy. Mateusz uczciwie mówił, że już nigdy nie wróci na wieś. Uważał, że nie będzie tu miał nic do roboty, nie będzie przecież kopał w ziemi. Nie nalegaliśmy, bo kochamy syna ponad wszystko, więc jego słowo jest dla nas najważniejsze – jeżeli nie chce, to nie musi.

Kiedy dowiedzieliśmy się, że nasz syn nie wróci na wieś, postawiliśmy sobie za cel, żeby zebrać pieniądze na zakup mieszkania w Warszawie. Zaczęliśmy pracować jeszcze ciężej. Musieliśmy nawet zatrudnić robotników do pomocy przy żniwach i przy zwierzętach. Przez te kilka lat, kiedy syn studiował, udało nam się zebrać potrzebną kwotę.

Słowami nie da się opisać, jak bardzo Mateusz się ucieszył, kiedy dowiedział się, że postanowiliśmy kupić mu mieszkanie, w dodatku w Warszawie.

– Mamo, tato, jesteście najlepsi na świecie, – powiedział nasz syn, mocno nas przytulając. – Nawet nie wiem, jak mogę wam podziękować za wszystko, co dla mnie robicie.

– Nie musisz dziękować, synu, – odpowiedzieliśmy z mężem. – Dasz nam kiedyś wnuki, a nam nie potrzeba nic więcej.

Minęły kolejne dwa lata i Mateusz postanowił się ożenić. Jednak jego narzeczoną Iwonę widzieliśmy tylko na zdjęciu. Śliczna jak laleczka.

– Mateuszku, – powiedziałem kiedyś do mojego syna, – przywieź do nas naszą przyszłą synową, chyba powinniśmy ją poznać.

– No, jakoś się nie składa, – syn machnął ręką. – Daleko do was trzeba jechać.

– Przecież masz samochód. Wsiadacie i przyjeżdżacie. Czy to my mamy się spakować i do ciebie przyjechać?

Mateusz zbladł. Najwyraźniej ten pomysł mu się nie spodobał.

– Ale po co, mamo, będziecie jechać? – spojrzał na mnie. – Będziecie marznąć i się męczyć? My kiedyś przyjedziemy razem, obiecuję.

Ale Mateusz nie dotrzymał słowa. Nie przyjechał do nas z Iwoną. A co do wesela, to nawet nie chciał o nim słyszeć.

– Nie będziemy robić wesela, – powiedział mój syn. – Po prostu weźmiemy ślub i od razu pojedziemy w podróż. Nie potrzebujemy żadnej imprezy.

– Synku, my za wszystko zapłacimy, – namawialiśmy Mateusza. – Może chociaż jakiś obiad w restauracji?

– Nie, – twardo odpowiedział Mateusz.

Nie nalegaliśmy.

Minęło jednak kilka tygodni i przybiegła do nas nasza sąsiadka Marta.

– Czy wy, – mówi, – widzieliście wesele swojego Mateusza?

– Jakie wesele? – nie zrozumieliśmy.

Wtedy Marta wyjęła telefon i pokazała nam zdjęcia z portalu społecznościowego, na których widać, jak nasz Mateusz tańczy razem z Iwoną. Synowa w białej sukni, syn w garniturze. Oprócz tego był filmik, jak rodzice Iwony składają dzieciom życzenia. Dookoła goście. A nas tam nie ma. Nawet nas nie zaprosił. Okazuje się, że wstydzi się swoich rodziców ze wsi.

Powiedziałam sąsiadce, że wiedzieliśmy o ślubie, po prostu nie mogliśmy  pojechać. A co miałam powiedzieć? To wszystko jest takie smutne…

1 Comment

1 Comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

4 × 3 =

Trending