Connect with us

Historie

Irytująca sąsiadka zmęczyła już wszystkich lokatorów bloku swoimi kłótniami i bezpodstawnymi oskarżeniami

Mieszkamy w bloku. Naprzeciwko nas mieszka kobieta, na oko po 60. Mieszka sama. Inni sąsiedzi mówili, że mąż odszedł od niej 30 lat temu z powodu jej paskudnego charakteru. Żaden kolejny adorator też długo nie wytrwał. Nawet jej własne dzieci nie utrzymują z nią kontaktu. Prawdę mówiąc, to nie jest nic zaskakującego. Dała nam nieźle w kość odkąd się tu przeprowadziliśmy, a minęło już prawie 5 lat. I gdyby tylko nam! Już wszyscy sąsiedzi mają jej z całego serca dość.

Przez cały ten czas, odkąd tu mieszkamy, nigdy nie słyszałam, żeby odzywała się normalnym tonem – zawsze albo marszczy brwi i milczy, patrząc na ludzi wilkiem, albo krzyczy jak szalona o każdy drobiazg. Kłócimy się dosłownie o wszystko.

Pewnego dnia pojechaliśmy na piknik i zabieraliśmy ze sobą psa. Pies domagał się wyjścia, ale my się jeszcze pakowaliśmy. Trwało to może 10 minut, nie więcej. Sąsiadka krzyknęła, że ​​jesteśmy nieodpowiedzialni i wypuściła psa zapominając nawet o tym, że ma alergię. Kichała potem przez kolejne 10 minut.

Innym razem postanowiliśmy na podwórku upiec kiełbaski – mieszkańcy naszego bloku specjalnie w tym celu postawili niewielką altanę z grillem. Każdy z sąsiadów może z niej skorzystać, jeżeli tylko ma czas i ochotę. Przyszła z butelką wody i zaczęła gasić ogień, bo jej „cały dym idzie prosto do mieszkania”. Jednocześnie zagroziła, że ​​wezwie policję, jeżeli natychmiast nie wyjdziemy z altany. Raz rzeczywiście zadzwoniła na policję, bo rozpaliłam grilla o 22.00 i przeszkadzały jej zapachy.

– Mięso się w dzień grilluje, a nie w środku nocy, – krzyczała na mnie z balkonu. A ja przygotowywałam je tak późno dla męża, który o północy miał wyjeżdżać w delegację.

Bardzo dawno temu krążyła jeszcze historia, że ​​ta właśnie sąsiadka wychodziła na podwórko do dzieci z kijem, biła je i prowadziła ciągnąc za ucho do rodziców. Nasz syn i inni chłopcy grali w piłkę na boisku. Złapała mojego syna za ramię i siłą przyprowadziła do domu. Nakrzyczała na nas, że ​​nie mamy za grosz przyzwoitości i wychowaliśmy dziecko takie samo, jak i my. Bo ona starała się dla całego domu, zadbała o wygląd podwórka i zasadziła wokół placu zabaw dalie i nagietki, a te „nie dzieci, tylko szkodniki” połamały jej wszystkie kwiaty piłką.

Jaki człowiek o zdrowych zmysłach posadziłby kwiaty na placu zabaw? Przecież wiadomo, że dzieci będą tam biegać, skakać, bawić się i rzucać piłką?! Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak ją zadowolić. Z jednej strony rozumiem, że taka osoba nigdy się nie zmieni. Plucie jadem leży w jej naturze. Z drugiej strony jednak zwyczajnie nie mam już siły znosić jej krzyków i oskarżeń.

Trending