Connect with us

Dzieci

Ciociu, zamieszkaj z nami

Mały chłopiec, na oko pięcioletni, siedział samotnie na przystanku. Czekając na autobus, patrzyłam na dziecko jednym okiem – może jego mama poszła do sklepu i zaraz przyjdzie? Ale nie, nikt się nie zjawił.

Przyjechał mój autobus, drzwi się otworzyły, ale zawahałam się – teraz pojadę i nigdy się nie dowiem, czy ktoś przyjdzie po to dziecko.

– Nie, nie, jednak nie jadę, – powiedziałam do kierowcy, który spojrzał na mnie z niemym pytaniem.

– Jak sobie pani chce, na następny autobus trzeba będzie trochę poczekać, – odpowiedział kierowca.

Drzwi się zamknęły, a ja zostałam na przystanku sam na sam z chłopcem. Zaczęło się ściemniać. Podeszłam do dziecka.

– Na kogo czekasz?

– Na mamę, – odpowiedział chłopiec zaspanym głosem.

– A gdzie ona jest?

– Nie wiem. Poszedłem jej szukać. A pani ją widziała? – chłopiec spojrzał mi prosto w oczy.

– Nie, nie widziałam, ale na pewno ją znajdziemy, – zaczęłam trochę panikować. Jest prawie ciemno, jestem sama na odludnym przystanku autobusowym, w dodatku z czyimś dzieckiem.

– Jak masz na imię?

– Maciek.

– Ślicznie. Maciuś, a gdzie mieszkasz?

– Ulica Torowa, dom 25.

Trochę mi ulżyło. Zaraz znajdziemy rodziców chłopca. Wiem, gdzie jest Torowa. Niedaleko stąd, można pójść na piechotę.

– Chodźmy, Maciek, zabiorę cię do domu, do twojej mamy.

– Ale ciociu, mojej mamy nie ma w domu, poszedłem jej szukać, – oburzył się chłopczyk.

– A czy tata jest w domu?

– Tata jest.

– W porządku. Zaprowadzę cię do taty, a jutro ty i on poszukacie mamy, dobrze?

Chłopiec skinął głową i poszliśmy.

Kiedy znalazłam dom pod numerem 25, było już zupełnie ciemno. Zadzwoniłam do furtki, z domu wyszedł wysoki, chudy mężczyzna. Kiedy podszedł bliżej, nie mogłam uwierzyć własnym oczom – to był Jarek, moja pierwsza miłość. Stanął jak wryty. Nie wiem, co go bardziej zaskoczyło – nieoczekiwane spotkanie ze mną czy to, że przyszłam za rękę z jego synem.

– Zosia! Co ty tu robisz?

– Przyszłam oddać zgubę, – wskazałam na chłopca. – Siedział na przystanku autobusowym i czekał na mamę.

Jarek spojrzał na mnie jakoś smutno. Widać było, że jest mu niezręcznie rozmawiać o swojej żonie z byłą dziewczyną. Ja też poczułam się trochę nieswojo.

– W każdym razie, teraz, kiedy twój syn jest w domu, to chyba już pójdę. Dobranoc, Maciuś. Miło cię było zobaczyć, Jarek. Pozdrowienia dla żony.

Odwróciłam się już do wyjścia, ale Jarek mnie zawołał:

– Zosiu, źle zrozumiałaś. Wszystko jest zupełnie inaczej niż myślisz. Widzisz, musimy porozmawiać. Wejdź do środka.

Nie wiem dlaczego, ale się zgodziłam. Nawet nie zapytałam, czy moja późna wizyta nie zaskoczy gospodyni.

– Maciek już zasnął, – powiedział Jarek wchodząc do kuchni.

Dopiłam herbatę.

– Może jeszcze jedną? – Jarek usiadł obok mnie.

– Nie, dziękuję. Już późno, czas na mnie. No i twoja żona…

– Zosiu, moja żona zmarła, – Jarek westchnął i spojrzał na mnie poważnie. – Od półtora roku jestem wdowcem.

Nie wiedziałam, jak się zachować. Nie spodziewałam się tego.

– Jarek, tak mi przykro. Nie wiedziałam. Maciuś poszedł szukać swojej mamy i …

– Maciek o tym nie wie. Nie chcę go skrzywdzić, więc mu powiedziałem, że mama odeszła, ale niedługo wróci.

Spojrzałam na Jarka z nieukrywanym smutkiem. Jeszcze taki młody, a już wdowiec, w dodatku sam z małym dzieckiem.

– Twój synek jest cudowny, – postanowiłam zmienić temat na bardziej pozytywny.

– Tak, – uśmiechnął się Jarek. – To moje jedyne pocieszenie.

Skończyliśmy herbatę i Jarek zaproponował, że odwiezie mnie do domu.

– A Maciek?

Będzie spał do rana, armatą go nie obudzisz.

Wsiedliśmy do samochodu i Jarek przyjrzał mi się uważnie.

– Więc dokąd mam cię zawieźć? Mieszkasz tam, gdzie kiedyś, czy wprowadziłaś się do męża?

Roześmiałam się.

Jarek był zakłopotany.

– Powiedziałem coś głupiego?

– Nie, ty też będziesz się śmiać – nie mam męża. Nie jestem jeszcze mężatką, więc mieszkam tam, gdzie kiedyś.

– Jeszcze zdążysz wyjść za mąż, – powiedział Jarek i ruszyliśmy.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Mały Maciuś, który poszedł szukać mamy, nie chciał wyjść mi z głowy. A Jarek…

Następnego ranka obudził mnie dzwonek do drzwi. Na progu stało dwóch chłopaków, których już znałam – jeden wysoki i chudy, drugi – dość niski i trochę senny.

– Maciek i ja postanowiliśmy zajrzeć do ciebie po drodze do przedszkola i przywieźć ci kawę, – Jarek podał mi kubek, – i podziękować za wczorajszą dostawę naszego „podróżnika”, – poklepał zaspanego maluszka po głowie.

– No cóż, wchodźcie.

Obaj szybko poczuli się swobodnie w moim domu. Jarek poszedł do kuchni przygotować śniadanie, a Maciek oglądał pluszaki w mojej sypialni.

– O, tego pluszowego misia, Maciuś, dał mi kiedyś twój tata,. – wskazałam na dużą pluszową zabawkę.

– Wciąż go trzymasz, – powiedział Jarek tak serdecznie, że przez chwilę wydawało mi się, jakbyśmy się nigdy nie rozstali.

– Chodźcie na śniadanie, usmażyłem naleśniki. – Jarek wytarł ręce w fartuch.

– Hura! Naleśniki! – Maciek rzucił zabawki i pobiegł do kuchni.

Siedzieliśmy we trójkę i jedliśmy śniadanie, jakbyśmy byli jedną rodziną. Dawno nie było w mojej kuchni takiego bałaganu, a w salonie takiego hałasu, ale to wszystko wcale mnie nie denerwowało, wręcz przeciwnie.

– Maciek, musimy się zbierać do przedszkola. Pożegnaj się z ciocią Zosią.

Chłopiec podszedł do mnie.

– Jesteś taka miła. Czy mogę znowu do ciebie przyjść?

– Oczywiście, że możesz, – zaśmiałam się.

– Maciek, nieładnie tak mówić. Trzeba powiedzieć: „Następnym razem zapraszamy do nas”.

Maciek spojrzał na mnie bardzo poważnie.

– Ciociu, przyjedź i zamieszkaj z nami. Będziesz moją mamą.

Zapadła cisza, którą przerwał Jarek.

– Cóż, planowałem zaproponować ci to samo, ale nie tak szybko. Ale skoro Maciek już złożył ci taką ofertę, to dodam tylko jedno: jeżeli się zgodzisz, będziemy najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi. Ale rozumiem, że musisz to przemyśleć. Kiedy już pomyślisz, daj mi znać, – wyszedł, ale wrócił. – Dziś wieczorem przychodzisz do nas na herbatę.

Minęły trzy miesiące i znowu trafiłam do domu numer 25 na ulicy Torowej. Nie przyszłam na herbatę, przyszłam na dobre. Przyszłam, żeby zostać żoną i matką dla dwóch najwspanialszych mężczyzn na świecie.

– Hurra, mama się znalazła,– przytulił się do mnie Maciek.

Do oczu napłynęły mi łzy.

– No już, kochanie, przestań. Narzeczona nie powinna płakać. – Jarek wziął mnie za rękę i zwrócił się do syna, – mówiłem ci, Maciek, że mama na pewno wróci.

Trending