Connect with us

Rodzina

Byłam pewna, że zabezpieczyłam przyszłość moich dzieci, więc mogę zacząć myśleć o własnej starości, ale nie udało mi się spełnić swoich marzeń.

Mam 68 lat, przez cztery lata pracowałam w Niemczech, opiekując się osobami starszymi. Zaprosiła mnie tam koleżanka ze studiów. Byłyśmy w tej samej grupie i się przyjaźniłyśmy. Wiedziała o mnie wszystko, również to, że mój mąż pije i w ogóle nie pracuje, a ja muszę wychować trzech synów. Dlatego zadzwoniła.

Synowie powoli zmieniali się w mężczyzn. Najmłodszy kończył już liceum, najstarszy był na ostatnim roku studiów. Na szczęście chłopcy są mądrzy, doskonale się uczyli. Jeden kończył prawo, drugi studiował historię, a najmłodszy planował związać swoją przyszłość z wojskiem. Ale my, jako rodzice, powinniśmy zapewnić im normalne życie i ich jak najlepiej wspierać. To był główny powód mojego wyjazdu do Niemiec.

Na szczęście niemiecki pamiętałam jeszcze ze szkoły, więc szybko awansowałam na starszą opiekunkę. Miałam doświadczenie w podobnej pracy w Polsce, to też nie było bez znaczenia.

Rzadko rozmawiałyśmy z Natalią, bo czasu było bardzo mało, ale wiedziałam, że ma już niemieckie obywatelstwo. Ja sama nie wiedziałam, czy warto było wyjeżdżać, bo bardzo tęskniłam za synami i za mężem. Nawet jeżeli cały czas pił, to jednak kiedyś go pokochałam, wyszłam za niego mąż i mam z nim trzech synów.

Starsi synowie zaczęli na poważnie spotykać się z dziewczynami. Przedstawili mi je, kiedy na krótko wróciłam do domu, żeby zobaczyć się z nimi i z mężem, którego teraz trzeba było wysłać na leczenie. Alkohol zniszczył mu wątrobę. Oczywiście, chłopcy niechętnie przyprowadzali dziewczyny do domu, który rozpadał się w oczach, bo odziedziczyliśmy go jeszcze po dziadku. Spotykali się w kawiarniach albo restauracjach. Było mi wstyd przed dziećmi. Chociaż chłopcy mnie uspokajali, to kiedy wróciłam do Niemiec, zaczęłam jeszcze ciężej pracować, a nawet brać nocne zmiany.

Postawiłam sobie kilka celów: pierwszym i najważniejszym było zapewnienie mieszkania dla moich synów. Na początek wystarczyłoby im po jednym jednopokojowym mieszkaniu, a potem, kiedy zaczną zarabiać, będą mogli zamienić je na większe. Młodszy raczej nie zostanie w naszym mieście, ale najwyżej sprzeda kawalerkę. Mąż zaczął coraz bardziej chorować, musiałam wysyłać na leczenie jeszcze więcej pieniędzy.

Trzy lata później zaczęłam stopniowo realizować swoje marzenia. Po śmierci męża było ciężko, ale nie poddawałam się. Kupiłam po mieszkaniu dla każdego syna i sfinansowałam starszym wesele. Kiedy urodził się mój pierwszy wnuk, pomogłam dzieciom w zakupie samochodu, a pozostałym chłopcom wysłałam taką samą kwotę w prezencie. Nie chciałam, żeby się obrazili, zawsze obdarowywałam ich tak samo,  żeby było sprawiedliwie.

Moje zarobki trochę wzrosły, zaczęłam odkładać coś dla siebie. Nie chciałam wracać do starego domu mojego dziadka. Pozostawiony przez trzy lata bez opieki, popadł w całkowitą ruinę, a ja musiałam zacząć myśleć o swojej emeryturze i starości.

Dostałam oficjalną umowę o pracę, a mój szef pomógł mi nawet w uzyskaniu pozwolenia na pobyt w Niemczech, żebym miała ubezpieczenie społeczne. Zaczęłam myśleć o własnym domu, być może nawet w tym kraju.

Sprawy potoczyły się jednak inaczej. Starsi synowie chcieli, żebym wróciła do domu, zamieszkała z nimi i pomogła ich żonom przy dzieciach. Młodszy rzadko dzwonił, bo był zbyt zajęty. Z bólem w sercu pożegnałam się więc z Niemcami na zawsze i wróciłam do moich synów. Najpierw trochę mieszkałam z pierwszym, pomagałam mu przy dzieciach, potem ze średnim, do momentu aż wnuczka podrosła i zaczęła chodzić do szkoły.

A kiedy przyszło do tego, gdzie mam mieszkać na starość, to moi synowie powiedzieli, żebym sama się o siebie zatroszczyła, bo oni nie mają pieniędzy. Przecież kupiłam im tylko jednopokojowe mieszkania, a oni muszą się rozwijać. Za odłożone pieniądze opłaciłam więc swój pobyt w domu starców, a w ciągu czterech lat, jak tu mieszkam, moi synowie odwiedzili mnie tylko trzy razy.

Takie właśnie otrzymałam podziękowania za swoją ciężką pracę.

Trending