Connect with us

Historie

A jak jestem bez ciebie, to znaczy, że można mnie traktować byle jak? – zapytała Nina ze zdziwieniem

Od dzieciństwa Nina nie lubiła szpitali i unikała ich na wszelkie sposoby. Pewnie dlatego, że raz jako dziecko miała wypadek, bardzo się wtedy przestraszyła, a potem prawie na dwa miesiące trafiła na oddział szpitalny, gdzie było strasznie nudno. Nie miała wtedy telefonu, nie miała telewizora, a jej jedyną rozrywką były gazety i czasopisma, które regularnie przynosiła jej mama. A może ten strach wziął się z tego, że jej matka była dentystką, więc ciągle torturowała córkę, dbając o jej piękny uśmiech. Sadzała ją na fotelu dentystycznym i wiecznie szukała jakichś wad w jej idealnie zdrowych zębach.

Kiedy Nina miała 22 lata, była w ostatnim miesiącu ciąży. Na ostrzu noża stała już kwestia wyboru szpitala. Matka nalegała, żeby poród odbył się w jej rodzinnym mieście, bo wszystkich tu znała. Ginekolodzy, położne, pielęgniarki, pediatrzy – wszyscy dobrze znali matkę Niny.

Mąż Niny zwykle trzymał się z daleka od tego tematu, żeby nie narażać się na groźne spojrzenia teściowej. A sama Nina też nie miała już siły do kłótni z matką, więc wolała się z nią zgodzić. Zwłaszcza, że ​​szpital był blisko domu, więc mama w każdej chwili mogła zajrzeć do córki i nienarodzonej jeszcze wnuczki. Do miasta wojewódzkiego trzeba było jechać ponad godzinę.

Ale jeden przypadek wywrócił wszystko do góry nogami. Była piękna słoneczna niedziela. Wszyscy odpoczywali, gdy nagle Nina powiedziała, zdenerwowana:

– Od trzech albo czterech godzin nie czułam żadnych ruchów dziecka.

Mąż próbował ją uspokoić. Żartował, że dziecko odpoczywa, bo zbiera siły przed porodem i daje mamie spokój. Ale matka Niny, kobieta impulsywna i emocjonalna, zaczęła krzyczeć, że trzeba się natychmiast zbierać i jechać do szpitala, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.

Nina z mężem pojechali razem, zostawiając matkę w domu. Nie chciała, ale córka nalegała, żeby nie jechała z nimi. W szpitalu na Ninę spojrzeli jak na kosmitę a ktoś nawet skomentował, że jak to, w niedzielę przyszła rodzić? Następnie pielęgniarka oschłym tonem poprosiła o dane osobowe pacjentki, po czym przez kolejne pół godziny przez telefon komórkowy omawiała prywatne problemy ze swoim synem. Dopiero po długim czasie Ninę nareszcie zabrano na badanie. Niezadowolona lekarka prawie zaczęła krzyczeć:

– Nudzi ci się, mamusiu? Dziecko po prostu śpi. Nie ma żadnej tragedii, wszyscy żyją i mają się dobrze. Wracaj do domu i spędźmy wszyscy tę niedzielę w spokoju.

Kiedy wrócili do domu, Nina odważnie poinformowała mamę, że urodzi w  prywatnym szpitalu w większym mieście. Od dawna jej wszyscy tak radzili.

– Gdybyś była ze mną, byłoby inaczej, bo oni mnie znają, – odpowiedziała jej matka z oburzeniem.

– A jak jestem bez ciebie, to znaczy, że można mnie traktować byle jak, tak? – zapytała zdziwiona Nina. – Nie ma znaczenia, czy jesteś biedny czy bogaty, wysoki czy niski, chudy czy gruby, czy jesteś sprzątaczką czy profesorem. Widzisz, mamo, podejście do człowieka powinno być zawsze na najwyższym poziomie. Zwłaszcza jeżeli się pracuje z chorymi, ciężarnymi, starszymi ludźmi albo dziećmi. To są osoby wyjątkowo wrażliwe.

Matka nie wiedziała, co odpowiedzieć Ninie. Nie kłóciła się i nie przekonywała już córki. Może zrozumiała, że lekarka zrobiła coś złego. Jaka to w końcu różnica, czy jest niedzielny poranek, czy środa wieczorem?

Trending