Connect with us

Rodzina

Zięć mówi, że wszystko osiągnął sam, a to my dopłaciliśmy mu do mieszkania

Zięć stwierdził, że sam w życiu wszystko osiągnął. Nadal jestem po tym oszołomiona, nie mogę dojść do siebie.

Mam 56 lat, mój mąż 60. Nasza jedyna córka znalazła sobie chłopaka na studiach. Spotykali się przez czas nauki. Na trzecim roku chłopak jej się oświadczył. Oczywiście byliśmy bardzo szczęśliwi. Nasza jedyna córeczka wychodzi za mąż.

Rodzice mojego zięcia są biedni, mieszkają na wsi, więc to my za wszystko zapłaciliśmy. W końcu ja całkiem przyzwoicie zarabiam, a firma mojego męża przynosi zyski. Oszczędzaliśmy specjalnie na tę okazję.

Minęło 8 lat. Zięć wreszcie stanął na nogi, zaczął trochę więcej zarabiać. Moja córka też szybciej wróciła do pracy po wychowawczym, bo zgodziłam się posiedzieć z wnukami. Szykowali się do przeprowadzki do swojego mieszkania.

Wzięli na nie kredyt. Tyle, że zięć nigdy nie poznał rzeczywistej wysokości miesięcznej raty. Mój mąż i ja zawsze trochę dokładaliśmy. Jedną trzecią całej kwoty. Nasza córka o tym wiedziała.

Chcieliśmy im pomóc w remoncie. Podrzuciłam kilka pomysłów, jak zorganizować przestrzeń, jaki kolor wybrać. A zięć warknął na mnie, żebym się nie wtrącała.

Zszokowany mąż usiadł obok mnie i zapytał, co to ma znaczyć.

Zięć odparł, że sam doszedł do wszystkiego w życiu i zrobi remont. Że mamy nie wtykać nosa do jego mieszkania. Taka jest jego wdzięczność. A to, że zaczął stabilnie zarabiać dopiero 2 lata temu? Że pierwszą pracę dał mu teść w swojej firmie? Że mieli więcej pieniędzy, bo córka mogła szybciej wrócić z wychowawczego? Kto wtedy  pomógł? Oczywiście babcia-niania.

Nie chciałam się kłócić. Zresztą przecież wszystko to robiłam ze szczerego serca. Nie po to, żeby to później wypominać. Ale zięć w ogóle niczego nie doceniał, a nawet pozwolił sobie na to, żeby zachować się tak niegrzecznie przy naszych wnukach.

Jego mieszkanie jest w jednej trzeciej nasze. Ciągle dopłacaliśmy. Bo jego pensji nie wystarczało. Ale znowu, to było po to, żeby mieli osobne mieszkanie, a nie, żeby im to wypominać.

Jednak nie pozostawił nam wyboru. Mój mąż powiedział mu wszystko prosto w twarz. Zięć się obraził, wydął wargi. Nie odzywał się do nas przez miesiąc. Nawet nie chciał jeść wspólnie z nami przy stole. Ale my się nie przejmowaliśmy. Niech je tam, gdzie chce, skoro jest taki fajny i wszystko osiąga sam.

I chociaż córka była po naszej stronie, bo rozumiała komu wszystko zawdzięcza, to nie chciała też urazić męża. Ciągle mu przytakiwała, kiedy coś tam na nas burczał w swoim pokoju. Nie mam teraz pojęcia, jak  porozumieć się z moim zięciem.

Trending