Connect with us

Historie

Wróciłam z wakacji i zauważyłam w domu niezwykłe znalezisko

Po 10 latach małżeństwa wciąż nie mieliśmy z mężem dziecka. Wypróbowaliśmy chyba wszystkie metody i odwiedziliśmy dziesiątki szpitali – nic nie pomogło. Uznaliśmy więc, że to wszystko na próżno, usiedliśmy spokojnie i porozmawialiśmy. Dotarło do nas, że w tych próżnych nadziejach i wysiłkach, które nie przyniosły żadnego efektu, oddaliliśmy się od siebie. Nasze małżeństwo istniało tylko dzięki iluzorycznej nadziei, że zostaniemy rodzicami. Tylko, że ta nadzieja już zgasła. Kupiliśmy więc butelkę wina, zamówiliśmy jedzenie, usiedliśmy do kolacji jak starzy przyjaciele, powspominaliśmy dawne chwile i omówiliśmy warunki rozwodu.

Mimo, że nasze rozstanie przebiegło bezboleśnie, to naprawdę kochałam mojego męża i marzyłam o tym, że urodzę jego dziecko. Postanowiłam więc sprzedać mieszkanie, które zostawił mi po rozwodzie, żeby już nic nie przypominało mi mojego poprzedniego życia. Za pieniądze ze sprzedaży kupiłam dom na wsi i postanowiłam odpocząć od miejskiego zgiełku.

Po zakończeniu wszystkich formalności związanych z rozwodem i kupnem domu, postanowiłam wyjechać na wakacje w moje ukochane góry. Chciałam zmienić otoczenie, zrelaksować ciało i duszę, naładować baterie i rozpocząć nowe życie.

Z wakacji przywiozłam znajomym z pracy mnóstwo pamiątek, a sobie zestaw herbat z górskich ziół i masę inspiracji do pracy i samorozwoju. Nie myślałam już o związkach i rodzinie. Widocznie to nie moje przeznaczenie. Będę żyła wyłącznie dla siebie, pracowała, rozwijała się i odpoczywała, a rodzina i miłość nie są widocznie tym, co może dać mi szczęście. Tak wtedy myślałam.

W związku z szalejącym wirusem grypy nasze biuro przeszło na kilka miesięcy na pracę zdalną. Bardzo się z tego ucieszyłam, bo to była dla mnie świetna okazja, żeby oswoić się z nowym domem i urządzić wszystko tak, jak chcę.

Przyjechałam bardzo zmęczona i od razu położyłam się spać. Tylko się przebrałam, nie rozpakowałam walizki ani nawet nie poszłam pod prysznic. Kiedy obudziłam się rano, wykąpałam się, zrobiłam sobie pyszną kawę, zjadłam śniadanie i postanowiłam zwiedzić mój nowy dom. Kiedy weszłam do altanki na podwórku, zauważyłam, że ktoś leży na sofie pod kocem. Bałam się, że to jakiś bezdomny znalazł tu sobie schronienie i pijany zasnął. Już chciałam zadzwonić na policję, gdy nagle koc się zsunął…

Głośno krzyknęłam i chciałam rzucić się na intruza z chochlą, którą chwyciłam, bo akurat była pod ręką. Ale spod koca najpierw ukazały się piękne jasne loki, a potem ciemnoniebieskie oczy i zadarty nosek. To była mała dziewczynka, mniej więcej czteroletnia. Przestraszyła się mojego krzyku i rozpłakała się, prosząc przez łzy:

– Nie bij mnie, nie wyrzucaj… Proszę… Tam w nocy jest strasznie, tam jest wilk… Ugryzł mnie… Proszę…

Podbiegłam, żeby uspokoić dziewczynkę, przytuliłam ją, otarłam łzy i zaprosiłam na herbatę i ciasteczka, a ona się zgodziła. Z trudem się uspokoiła i szlochając, przełykając ostatnie łzy, nieśmiało podała mi rękę i poszła za mną. Byłam przerażona: całe ręce dziewczynki pokryte były straszliwymi siniakami i zadrapaniami, na czole miała wielkiego guza i zaschniętą krew, spodnie na kolanach podarte, nogi doszczętnie obtarte i poobijane, całe poranione. Dziecko utykało na lewą nóżkę. Zauważyłam głęboką, przypominającą ugryzienie ranę, obwiązaną kawałkiem brudnej szmatki.

Posadziłam Amelkę przy stole, dałam herbatę i ciastka, włączyłam bajki i poprosiłam, żeby poczekała, aż wrócę i żeby niczego się nie bała. Pobiegłam do apteki po lekarstwa i do sklepu po coś do jedzenia i trochę dziecięcych ubranek.

Po powrocie umyłam dziewczynkę, opatrzyłam wszystkie rany, nakarmiłam i umówiłam na wizytę u lekarza następnego ranka. Okazało się, że dziewczynkę pogryzł pies, kiedy nocami błąkała się po wsi w poszukiwaniu noclegu. Dziewczynka powiedziała, że ​​jej matka często „pije ziółka, po których się wkurza i bije jak diabli: wszystkim, co ma pod ręką”. Ostatnio znowu to się powtórzyło.

Pijana matka wróciła do domu nie sama, tylko z jakimś mężczyzną. Ale chłopak matki „chciał iść do łóżka” z dziewczynką, a nie z matką. Pobiła więc córkę sznurem od żelazka i w środku nocy wygoniła ją na podwórko. Kazała nie wracać, bo ją zabije. Ledwo powstrzymywałam łzy, kiedy dziewczynka mi to wszystko opowiadała.

Tego samego dnia skontaktowałam się z moim prawnikiem, a miesiąc później matka Amelki trafiła przed sąd za znęcanie się nad dzieckiem i została pozbawiona praw rodzicielskich. Adoptowałam dziewczynkę. A wczoraj zadzwonił mój były mąż i powiedział, że nie może beze mnie żyć. Chciał się spotkać i porozmawiać o adopcji dziecka z domu dziecka. Dlatego Amelka i ja właśnie szykujemy się na jego wizytę – już upiekłyśmy pyszne ciasteczka.

A ja rzeczywiście zaczynam nowe życie!

Trending