Connect with us

Historie

Ulubione czworonogi

Mijając mieszkanie Łucji, wszyscy sąsiedzi śmiali się z niej i z jej stylu życia. Ludzie wiedzieli, że nigdy nie była mężatką i nawet nie mieszkała z żadnym mężczyzną. Jej towarzyszami i najlepszymi przyjaciółmi były psy i koty. Mimo, że miała ich w domu kilka, to trzeba jednak przyznać, że nigdy nie czuło się z mieszkania nieprzyjemnych zapachów.

Łucja miała kiedyś chłopaka, któremu ufała, a on ją zdradził. Wtedy przysięgła, że ​​nie ma ochoty i nie będzie już w żadnym związku. Nie chciała po raz kolejny zasmakować zdrady i kłamstwa. Sama kobieta była bardzo zadbana, miła i uprzejma. Jednak tak się stało albo tak się jej potoczyło życie, że niechętnie jako pierwsza podejmowała rozmowę z nieznajomymi.

Pewnego zimowego wieczoru wracała z pracy do domu, aż tu nagle usłyszała żałosne miauczenie kota. Zajrzała pod ławkę i zobaczyła małego rudego kociaka. Zrobiło się jej go żal i zabrała malucha do domu. Tam go ogrzała i dała mu się napić ciepłego mleka. Kotek zwinął się w kłębek i spokojnie zasnął. Łucja nie mogła go już przecież wypędzić na dwór.

Niedługo potem miała w mieszkaniu jeszcze dwóch mieszkańców: małego czarnego pieska z białymi uszami i drugiego kota, tym razem czarnego. Łucja pilnowała, żeby szczepić zwierzęta na czas, psa regularnie prowadziła na strzyżenie, kąpała, czesała, chodziła na spacery.

Sąsiedzi stukali się w czoło mówiąc, że Łucja chyba oszalała, że przygarnia zwierzęta, a nie założyła własnej rodziny.

Łucja właśnie spacerowała ze swoimi zwierzętami, kiedy usłyszała głośne krzyki jednej z matek mieszkających w tym samym bloku. Kobieta tak zaciekle krzyczała na podwórku na swoje dziecko, że Łucja nie mogła pozostać obojętna i postanowiła interweniować. Chłopiec miał cztery lata, stał ze spuszczoną głową i płakał. Po cichu, chyba żeby mama nie zauważyła i nie rozzłościła się jeszcze bardziej. Łucja podeszła do nich powoli i zapytała:

– Czy coś się stało?

– A co to panią obchodzi? — warknęła mama. – Niech pani lepiej się zajmie swoimi kotami.

– Tak, właściwie zawsze to robię. Po prostu zrobiło mi się żal dziecka. Jest taki mały, że nawet nie rozumie, dlaczego pani tak na niego krzyczy.

– Niech pani posłucha, według pani to normalne, że wybieramy się przez godzinę, żeby wyjść na podwórko, a on teraz mówi, że chce mu się jeść? I jeszcze zapomniał pójść do toalety. A teraz spadł z huśtawki i wybrudził nowe spodnie! – matka chłopca ani trochę się nie uspokoiła.

– Przecież to taki banał. Może pani wrócić, nakarmić dziecko, a potem znowu z nim wyjść. A spodnie to drobiazg. Myślę, że zdrowie psychiczne chłopca jest ważniejsze, – Łucja nie zdążyła nawet skończyć, jak matka znów zaczęła krzyczeć. Ale tym razem przerzuciła się na Łucję.

– Niech pani posłucha, psia mamo, niech to pani nie interesuje! Własnych dzieci pani nie wychowała, to i mnie proszę nie pouczać! Czy to jasne? Lepiej niech pani już idzie.

Łucja jeszcze jednak odpowiedziała:

– Tak, pójdę, ale to przykre, że Bóg dał pani dziecko, ale zapomniał o łagodności. Ja nigdy nie krzyczę na moje czworonogi tak, jak pani krzyczy na własnego syna.

Łucja wróciła do domu przygnębiona. Nie mogła zrozumieć, jak można tak traktować tych, których powinno się kochać i chronić.

Trending