Historie
Uczciwy Olek i cwana Marta

Olek zupełnie nie wdał się charakterem w swoich rodziców. Chyba na szczęście. Jego matka była namiętną wielbicielką napojów wyskokowych, a ojciec w ogóle nic nie robił, żył ze sprzedawania butelek i puszek, które znajdował w śmietnikach. Syn patrzył na to przez całe dzieciństwo i gardził takim sposobem życia. Kiedy Olek skończył szkołę, wyjechał do miasta, żeby studiować teologię.
Był bardzo pobożny, chociaż rodzice go w tym nie wspierali. Sam już jako mały chłopiec biegł w każdą niedzielę na mszę. W kościele kulił się w kącie i modlił żarliwie, prosił, żeby jego mama i tata nareszcie się opamiętali i przypomnieli sobie, że mają syna. Mocno wierzył, że tylko tak wyprosi w niebie coś dobrego. Kiedy był starszy, nie wpadł w żadne nałogi, trzymał się z daleka od złego towarzystwa. W wolnym czasie lubił siedzieć do późna i czytać książki albo grać na saksofonie, ponieważ chodził na kółko muzyczne. Ale gdyby nie wychowawczyni w szkole, nikt nie zauważyłby, że Olek ma dobry słuch. To ona pomagała mu rozwijać ten talent.
Kiedy Olek wyrwał się wreszcie z rodzinnego domu, wydawało mu się, że zaczął oddychać świeżym, zupełnie innym powietrzem. Obiecał sobie, że on w przyszłości stworzy silną i kochającą się rodzinę, w której wszyscy będą żyć według praw Bożych i szanować się nawzajem. W przeciwnym razie po co w ogóle budować związek? Żeby ktoś cierpiał?
Olek zamieszkał w akademiku. Mieszkał w pokoju z trzema innymi chłopakami ze swojego roku. Bardzo różnili się charakterami, ale mieli takie same życiowe cele. Kiedy Olek był na drugim roku, przypadkowo poznał Martę. Wyglądała na porządną dziewczynę, a nowego znajomego traktowała wyjątkowo ciepło i ze zrozumieniem.
Pewnego dnia, po Bożym Narodzeniu, Olek chodził z księdzem po kolędzie. Lubił to: odwiedzać różnych ludzi, pomodlić się, pośpiewać. Jednak któregoś wieczoru spotkało go duże rozczarowanie. Kiedy spotkał się z Martą w kameralnej kawiarni, ona chytrze zmrużyła oczy i zapytała:
– No to pochwal się, jakie kokosy dzisiaj zarobiłeś?
Olek zupełnie nie wiedział, co ma jej odpowiedzieć. Siedział zamyślony przez kilka sekund, po czym zapytał:
– Kochanie, wytłumacz mi, co masz na myśli?
– No jak to, dzisiaj chodziłeś przecież z księdzem po kolędzie. Myślisz, że jestem dzieckiem? Że nic nie rozumiem? Nie wygłupiaj się. A może po prostu nie chcesz na mnie wydawać pieniędzy? – Marta zmarszczyła brwi z oburzeniem.
Olek się wtedy tylko uśmiechnął i powoli odpowiedział:
– No i co? W końcu pokazałaś swoją prawdziwą twarz, Marta. Dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Mówisz o kokosach, które wyciągnęliśmy od tych ludzi, bo przecież są wśród nich i bogaci. Chyba źle mnie oceniłaś, niestety, albo na szczęście. Ja nie jestem blisko kościoła po to, żeby się dorobić. Nigdy tak nie było i nie będzie. Wiele osób śmieje się z tego, że odgrywam świętego, ale takie już mam zasady.
Marta spojrzała na Olka jak na głupka. Potem gwałtownie wstała:
– O matko, ty naprawdę wierzysz w to, co mówisz. Naucz się życia, Olek. Ale mi się facet trafił, szkoda gadać…
Marta wyszła z kawiarni. Olek już nigdy więcej jej nie zobaczył. I nie chciał.

-
Historie11 miesięcy ago
Chłopak w autobusie dał lekcję matce z synem
-
Rodzina12 miesięcy ago
Córce kupili mieszkanie, a syn dostał działkę
-
Życie11 miesięcy ago
Teściowa wyrzuciła nas z domu, a 15 lat później przyszła do wnuczki
-
Historie7 miesięcy ago
– Zawsze wstydziłem się ojca, żyliśmy bardzo biednie. Latem najmowaliśmy się na wsi do wypasania krów. Albo pracowaliśmy u nas na polu. Jak złowiliśmy jakieś ryby, nigdy nie mogliśmy jej zjeść, bo to była szansa na zarobek. I w upał, i na mrozie ojciec stał przy drodze i próbował je sprzedać.