Connect with us

Życie

– Tu wszystko widać, – krzyknął do Haliny największy “luminarz nauki”, nie przebierając w słowach. – To żart, czy nie ma pani na co pieniędzy wydawać? To beznadziejny przypadek, tu jest czarno na białym napisane. Przecież pani widzi – powiedział, ignorując wychudzonego Marcela. To i tak cud, że dożył do piętnastu lat. No cóż, jeszcze rok, może pół będzie z panią. Nic tu nie poradzę, – rzucił Halinie dokumenty i wstał, żeby otworzyć drzwi i dać do zrozumienia, że audiencja się skończyła. Od samego rana miał zepsuty humor. A tu jeszcze ta kobieta z synem.

Z Marcelem było lepiej, ale specjaliści nie podzielali matczynego entuzjazmu.

– To są wszystkie niezbędne dokumenty i lista testów, które trzeba zrobić, żeby dostać się do kliniki w stolicy. Trzeba tylko dotrzeć do kierownika katedry – szepnął profesor – On jest najlepszy w kraju, proszę mi wierzyć.

Halina była w stanie poruszyć góry dla swojego syna. Chłopiec od urodzenia chorował. Dzięki matce chodził do zwykłej szkoły, a nawet dobrze się uczył, mimo że często był nieobecny, bo stale musiał przebywać pod opieką specjalistów.

Kiedy skończył piętnaście lat, jakoś wszystko na raz się pogorszyło. Wszystko to, co do tej pory podtrzymywało w miarę normalny stan chłopaka i od dzieciństwa czyniło jego życie mniej lub bardziej znośnym – przestało działać. Marcel marniał w oczach. I choć ostatnio trochę się poprawiło, to i tak trzeba było pojechać do stolicy, do znanego profesora.

– Tu wszystko widać, – krzyknął do Haliny największy “luminarz nauki”, nie przebierając w słowach. – To żart, czy nie ma pani na co pieniędzy wydawać? To beznadziejny przypadek, tu jest czarno na białym napisane. Przecież pani widzi – powiedział, ignorując wychudzonego Marcela. To i tak cud, że dożył do piętnastu lat. No cóż, jeszcze rok, może pół będzie z panią. Nic tu nie poradzę, – rzucił Halinie  dokumenty i wstał, żeby otworzyć drzwi i dać do zrozumienia, że audiencja się skończyła. – Następny.

Od samego rana miał zepsuty humor. Najpierw jego żona: z jakiegoś powodu odegrała jedną ze swoich scen zazdrości i wiecznego niezadowolenia z życia. Potem zaciął się w windzie. A kiedy w końcu udało mu się wyjść z windy i wsiąść do własnego samochodu, zdał sobie sprawę, że sąsiad, który wyjechał za granicę na dziesięć dni na urlop, tak ustawił swoje auto, że ​​po prostu nie mógł wyjechać z parkingu. Na dojazd taksówką do pracy w godzinach szczytu musiał wydać 50 złotych.

A tu jeszcze ta kobieta z synem. Patrzy na niego z nadzieją, że jednym ruchem ręki uzdrowi jej dziecko. Dosyć! To była ostatnia kropla. Nie przebierał w słowach, ale kiedy kobieta wyciągnęłą pieniądze, zupełnie przestał nad sobą panować. Tak naprawdę nawet nie przeczytał dokładnie dokumentacji. Po prostu wylał na nich cały jad, który nagromadził się w nim od samego poranka i zapomniał, gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły i wszedł następny pacjent.

A Halina ten dzień zapamięta na całe życie. Marcel wyszedł z gabinetu jako zupełnie inny człowiek. Milczał przez tydzień. Jak by nie próbowała z nim rozmawiać, jak by się nie uspokajała – cisza. I wtedy zaczęło się piekło. Odmówił przyjmowania wszystkich leków. Znikał w nocy, wracał nad ranem ledwo trzymając się na nogach.

– Ten czas, który mi został, przeżyję tak, jak chcę, ty  mi nie rozkazuj.

Zdrowia starczyło mu na dwa miesiące takiego życia. A Halina miała później nieprzespane noce przy szpitalnym łóżku chorego syna. Konsultacje specjalistów, łzy. Prosiła Wszechmogącego, żeby przysłał jej kogoś, który nie uzna jej syna za beznadziejny przypadek, kto go uratuje. Cud przyszedł razem ze stażystami z uniwersytetu. Po przeczytaniu historii choroby Marcela, młoda dziewczyna, nieśmiało i co rusz się jąkając, wyjaśniła, że ​​jest wnuczką starego profesora, który kiedyś skutecznie ratował ludzi z takimi objawami, ale teraz już nie praktykuje i raczej nie będzie słuchał swojej wnuczki. Podała Halinie adres i poprosiła kobietę, żeby nie mówiła mu, kto ją przysłał.

Starego profesora poruszył przypadek Marcela. Może by i się nie zgodził, ale zachowanie kolegi medyka, odegrały kluczową rolę w jego decyzji. Dał Marcelowi to, bez czego nie da się żyć – nadzieję. I nie tylko nadzieję, zaszczepił w nim wiarę w siebie i we własne siły. Odwiedzał go codziennie, długo z nim rozmawiał, opowiadał, jak pomagał ludziom takim jak on. Przytoczył nawet przykłady kilku swoich byłych pacjentów, którzy przeszli przez tę samą chorobę, a teraz żyją normalnym życiem.

Minęło dziesięć lat. Marcel żyje. Halina została babcią. Oczywiście, po tych wszystkich lekach, które przyjmował od dzieciństwa, nie mógł mieć własnych dzieci, ale stał się wspaniałym tatą dla bliźniaczek swojej żony. Nie, nie jest zdrowy. Właśnie nauczył się żyć ze swoją chorobą, nauczył się wierzyć w przyszłość. W końcu wszystko jest możliwe, najważniejsza jest wiara.

Trending